Na początku zaczynała biegać krótkie dystanse, poprawiając ciągle swoją szybkość, by później przejść do maratonów. Nie sądziła, że to bieganie doprowadzi ją kiedyś do tytułu mistrzyni Polski w maratonie. Rozmowa z Emilią Mazek.


 

Jak zaczęła się twoja przygoda z bieganiem?

Mam wrażenie, że bieganie zawsze było mi pisane. Już w czasie szkoły podstawowej wyróżniałam się w tym sporcie – jeździłam też na zawody biegowe. Nawet w moim pierwszym starcie zdobyłam medal, to były oczywiście lokalne zawody, gminne, ale czułam, że może rzeczywiście mam jakieś predyspozycje. Jednak nic z tym nie robiłam. Dopiero po maturze zaczęłam biegać na poważnie. Kolega namówił mnie wtedy, by wziąć udział w biegu na 10 kilometrów. Nie byłam do niego przygotowana – start był w czerwcu , a trasa nie należała do łatwych. Mimo to przebiegłam go i bardzo spodobała mi się atmosfera biegów ulicznych. Od tego czasu trochę startowałam, ale jeszcze nie trenowałam regularnie. Na poważne treningi zdecydowałam się dopiero rok później. Miałam wtedy 19 lat i to był mój pierwszy start na 10 kilometrów. Choć miałam już pewną bazę sportową, początki nie wyglądały zbyt dobrze. Na początku trenowałam bardzo nieregularnie, raz w tygodniu, a do tego miałam dużo kontuzji, przez które musiałam robić przerwy. Najpoważniejsze było złamanie zmęczeniowe kości piszczelowej, które zmusiło mnie do rocznej przerwy. Te pierwsze lata były więc naprawdę trudne. Moment, w którym zaczęłam biegać bardziej świadomie i regularnie, wiązał się z moją motywacją wynikami i życiówkami. Pamiętam, że to było chyba w 2016 roku, kiedy przebiegłam 10 kilometrów w 40 minut. Od tego czasu zaczęłam traktować treningi bardzo poważnie – jeśli trener ustalał plan, pilnowałam, by go wykonać. Wtedy jeszcze skupiałam się głównie na piątkach i dziesiątkach.

A kiedy pojawiły się dystanse dłuższe?

Pierwszy dystans półmaratonu pojawił się dosyć szybko, to było w 2017 roku. A w 2019 roku zaczęłam myśleć o maratonach.

Czy wtedy miałaś myśli, że to bieganie może doprowadzić cię na przykład do zdobycia tytułu mistrzyni Polski w maratonie?

Na początku w ogóle nie wierzyłam, że mogę biegać tak szybko. Medale pojawiały się po drodze, ale bardziej cieszyło mnie poprawianie własnych wyników niż jakiekolwiek aspiracje. Jeśli chodzi o moment, który zmienił moje podejście do biegania i zaczął kierować je w stronę profesjonalizacji, to nie był konkretny bieg. Bardziej przełomowy okazał się kontakt z moim obecnym trenerem, Januszem Wąsowskim, który w znaczący sposób odmienił moje bieganie i sposób, w jaki podchodzę do treningu. Powtarzał mi, że mam potencjał, że mogę biegać szybko i że z czasem przyjdą też medale.

I przyszły bardzo szybko, i wyniki i medale. Gratulacje tytułu mistrzyni Polski w maratonie! Opowiedz trochę o tym, jak ci się biegło.

To był zdecydowanie najcięższy bieg w moim życiu. Bardzo zależało mi na tym starcie. To były Mistrzostwa Polski, a ja miałam ambitny cel – złamać granicę 2:30 lub chociaż się do niej zbliżyć. Niestety, tego dnia coś poszło nie tak. Nie trafiłam z formą, a od samego początku biegło mi się źle. Już po pięciu kilometrach miałam ochotę zejść z trasy, bo czułam, że to nie jest ten dzień. Mimo wszystko starałam się trzymać założeń, które ustaliłam z trenerem, licząc, że kryzys minie. Niestety z każdym kilometrem było coraz gorzej. Do mety było daleko, a większość biegu to była walka z myślami, że chyba nie dam rady dobiec. Dodatkowo wyszłam na prowadzenie, więc jechał przede mną samochód z kamerą. To tylko potęgowało stres – było mi wstyd, że zwalniam, że nie mam już siły, a jednocześnie prowadzę. Czułam się bezradna, bo mimo wysiłku nie mogłam przyspieszyć. To było bardzo trudne emocjonalnie. Miałam momenty, w których naprawdę chciałam zejść z trasy, ale wiedziałam, że nie mogę, bo byłam pierwsza. Kiedy na 37. kilometrze wyprzedziła mnie Szwajcarka, poczułam nawet lekką ulgę – wreszcie samochód z kamerą odjechał, a ja nie byłam już tak bardzo na widoku w swoim cierpieniu. Pod koniec biegu pojawiły się skurcze. Nie miałam już też siły, by przesuwać się do przodu. Miałam wrażenie, że stoję w miejscu, ale dobiegłam.

Jak się czułaś, dobiegając na metę po takiej walce? Jedno jest pewne, jesteś bardzo silna!

Kiedy przekroczyłam linię mety, poczułam ogromną ulgę, że już nie muszę biec dalej. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że zostałam mistrzynią Polski w maratonie. W tamtym momencie liczyło się tylko to, że ten bieg wreszcie się skończył. Myślę, że wygrałam go głową. Ten maraton był dla mnie wyjątkowy, bo dzięki niemu wiem, że nawet kiedy wydaje mi się, że już nie mogę – to wciąż mogę. I to długo. Nie wiedziałam wcześniej, że potrafię aż tak długo znosić ból i cierpienie. Bieganie, a zwłaszcza maraton, to w dużej mierze właśnie umiejętność długiego cierpienia – wytrzymywania bólu fizycznego i zmęczenia. Nawet jeśli coś nie idzie idealnie, zawsze jest radość, że udało się przebiec ten dystans i zrealizować przygotowania. W tym przypadku dodatkowo był tytuł mistrzyni Polski, który był moim marzeniem, więc emocje były wyjątkowo pozytywne.

A jak długo regenerowałaś się po tym maratonie?

Jeśli chodzi o regenerację – fizycznie czuję się już dobrze, choć nogi bolały mnie jeszcze około 10 dni po maratonie. Bezpośrednio po biegu regeneracja była trudna, bo już w poniedziałek wróciłam do pracy. Przed maratonem starałam się zrobić sobie trochę wolnego, żeby odpocząć, a już po biegu nie martwiłam się niczym. Byłam po maratonie, więc cokolwiek by się działo, było mi wszystko jedno. Wypadło tak, że w poniedziałek wróciłam do pracy. Jeśli chodzi o regenerację po biegu, mam swoje sprawdzone sposoby, choć nie są to żadne „magiczne sztuczki”. Trenuję mniej intensywnie, ograniczam liczbę treningów i wprowadzam spokojniejsze biegi. Trener dostosowuje liczbę jednostek tak, aby stopniowo wracać do normalnego rytmu. Dodatkowo odwiedzam fizjoterapeutę, aby upewnić się, że nic się nie „zepsuło”. Przede wszystkim odpoczywam i żyję spokojniej.

A jak wyglądają twoje przygotowania pod dystans maratoński?

Jeśli chodzi o kilometraż, zależy to od etapu przygotowań. W treningu do maratonu stopniowo zwiększa się tygodniowa objętość. U mnie było to od 90 do 130 km, a na obozie treningowym liczba kilometrów wzrosła nawet do 170 tygodniowo. Po powrocie z obozu było spokojniej, by złapać świeżość przed startem. Na siłowni trenuję głównie podczas obozów, gdy mogę sobie na to pozwolić.

Jakie masz swoje patenty mentalne na długie dystanse? 

Jeśli chodzi o sam bieg, np. maraton, w głowie staram się dzielić dystans na krótsze odcinki. Na przykład liczę pozostałe kilometry pętli na Kępie Potockiej i myślę sobie: „Jeszcze tylko tyle – dam radę”.  Kiedy dystans zaczyna mnie już męczyć, dzielę go w głowie na krótsze odcinki, np. na kółeczka na stadionie albo na minuty, które pozostały do końca. To pomaga mi psychicznie, bo widzę, że czas ubywa i zbliżam się do mety. Z każdą minutą jestem coraz bliżej celu, więc robi się trochę łatwiej. Oczywiście wszystko zależy od tego, jak biegnie mi się w danym dniu. W tym roku w Łodzi warunki były trudne, a mimo to biegło mi się fantastycznie. Cieszyłam się każdym krokiem, wiedziałam, że jestem pierwsza i nikt mi tego zwycięstwa nie odbierze – to uczucie było wspaniałe. Każdy bieg staram się kontrolować – zarówno te, które idą dobrze, jak w Łodzi, jak i te trudniejsze, kiedy trzeba walczyć z własnym ciałem i umysłem.

Jestem ciekawa, ile maratonów łącznie przebiegłaś?  Chyba to twój ulubiony dystans.

Jeśli chodzi o maratony, ten Maraton Warszawski był już moim dziewiątym. Biegam dwa maratony w roku i zawsze są to moje docelowe starty w sezonie. Jeśli chodzi o ulubiony dystans – zdecydowanie tak. Maraton daje najwięcej emocji, a ja czuję się najlepiej właśnie na tym dystansie. Pozostałe biegi na krótszych dystansach traktuję raczej jako przygotowanie do maratonu. Nigdy nie przygotowywałam się specjalnie pod 5 czy 10 km – wszystkie wcześniejsze dystanse to po prostu etap w drodze do głównego startu. Jeśli chodzi o miejsca startów – w Warszawie biegłam trzy razy, w Łodzi także trzy. Łódź jest dla mnie wyjątkowa, bo tam dwa razy udało mi się wygrać, więc mam z tym miastem wiele wspaniałych wspomnień. Startowałam też w Poznaniu oraz za granicą – w Amsterdamie i Wiedniu.

Jakie masz jeszcze marzenia maratońskie?

Już nauczona doświadczeniem, nie chcę marzyć w dalekiej perspektywie. Marzyłam kiedyś o starcie w Walencji, zawsze podobała mi się ta meta na wodzie. Rok temu pojechałam tam, ale niestety z kontuzją i nie mogłam wziąć udziału w biegu. Dlatego teraz staram się nie planować startów z wyprzedzeniem, tylko czekać, co przyniesie życie. Myślę, że pobiegnę kiedyś za granicą, ale jeszcze nie wiem, gdzie.

Czy dalej łączysz pracę w Sklepie Biegacza i trenowanie?

Bieganie dalej łączę z pracą właśnie w Sklepie Biegacza, na Powiślu. Wstaję codziennie o godz. 6:00, więc rano jest wystarczająco czasu na trening i odpoczynek przed rozpoczęciem pracy o godz. 10:00. Do pracy zazwyczaj chodzę na 10 godzin, co jest dość wymagające, bo to też praca w większości chodząca i stojąca. Po mocnym treningu bywa to szczególnie odczuwalne – nogi bolą i trudno odpocząć. Po powrocie do domu, zwykle po godz. 20:00, czasu jest już niewiele, dlatego idę szybko spać, by być gotowa na kolejny poranny trening. To bywa męczące, czasami czuję się zmęczona, ale wypracowałam sobie schemat działania i dobrze radzę sobie z tym rytmem. Dodatkowo praca wśród osób, które również biegają, daje dodatkową motywację – codzienne rozmowy o treningach pomagają utrzymać dyscyplinę i pasję.

Tak z ciekawości, jaka jest twoja ulubiona trasa biegowa w Warszawie?

Niedzielne długie treningi zazwyczaj realizuję na Kępie Potockiej, na Żoliborzu. Uważam, że to jedno z najlepszych miejsc do biegania w Warszawie i bardzo często tam wracam.

A jak dbasz o profilaktykę? Dlaczego jest tak ważna?

Teraz, po maratonie, dbam też szczególnie o kwestie zdrowotne. Staram się regularnie wykonywać badania, na przykład badania krwi, żeby monitorować stan organizmu, szczególnie przy tak dużym obciążeniu treningowym i startowym. Badam się co trzy miesiące, a czasami nawet częściej, bo to pozwala reagować na ewentualne niedobory i utrzymać ciało w dobrej kondycji. To bardzo ważne, bo szybka reakcja pozwala uniknąć problemów i ułatwia stabilizację zdrowia w sporcie wyczynowym. Bieganie jest dla mnie bardzo ważne, ale wiem też, że żeby dobrze biegać, trzeba dbać o zdrowie.

Gdybyś miała przekazać biegaczkom, zaczynającym swoją przygodę z tym sportem,  3 najważniejsze rady, które potem pomogą im w rozwoju, co by to było? Na co warto zwrócić uwagę na początku i co pomaga w dalszym rozwoju – fizycznym i mentalnym?

Jeśli miałabym coś poradzić początkującym biegaczkom, powiedziałabym przede wszystkim, żeby zaczynać w swoim własnym tempie. Skupiać się na sobie, obserwować własny proces i porównywać się tylko do siebie. Każdy ma inne życie, inne możliwości i różną ilość czasu na trening, więc nie warto patrzeć na innych. Warto też słuchać swojego organizmu. Nie biegać z bólem – z własnego doświadczenia wiem, że ignorowanie go kończy się źle. Lepiej przerwać trening i zdiagnozować przyczynę, żeby problem nie wykluczył nas na dłużej. Trzeba też być cierpliwym. Efekty przychodzą z czasem, praca włożona w trening zawsze odda, ale czasem trzeba po prostu poczekać. Ważna jest systematyczność i cierpliwość.

Dzięki Emilka za rozmowę! Gratulacje jeszcze raz tytułu mistrzyni Polski w maratonie!

 

 

Emilia Mazek – tegoroczna mistrzyni Polski w maratonie (2025 r.) oraz multimedalistka Mistrzostw Polski w biegach długich. Łączy pracę na etacie z wyczynowym bieganiem.

 

 

Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia: archiwum prywatne Emilii Mazek