Praca, rodzina, brak czasu i pieniędzy, waga, wiek… Lista wymówek i usprawiedliwień, które stoją nam na drodze do naszych marzeń chyba nigdy się nie kończy. A gdyby tak odrzucić konwenanse, strach, wszelkie ograniczenia i odważyć się…? Tak zrobiła Brytyjka Chrissie Wellington, czterokrotna mistrzyni świata Ironman Triathlon, której niezwykłą historię po prostu warto poznać i uwierzyć, że człowiek może osiągnąć wszystko, czego zapragnie.
Kariera Chrissie zdecydowanie różni się od standardowego przebiegu biografii wyczynowców. Na zawodowstwo przeszła w wieku 30 lat, mając znikomą przeszłość sportową, w dodatku po pierwsze mistrzostwo sięgnęła zaledwie rok po rozpoczęciu przygody z tą trudną i niezwykle wymagającą dyscypliną. Już samo pokonanie tego dystansu budzi szacunek (3,8 km pływania, 180 km jazdy na rowerze i 42,195 km biegu), a do tego dodać należy jeszcze ciężkie warunki (upał, wilgotność powietrza, wiatr) panujące w hawajskim mieście Kona – na wyspie Big Island, gdzie co roku rozgrywane są Ironman World Championship. Wyliczając sukcesy Brytyjki, oprócz wygranych czterech Mistrzostw Świata (2007, 2008, 2009 i 2011), warto wspomnieć, że na przestrzeni tych paru lat, wystartowała w sumie w 13. Ironmanach, nigdy nie dając się pokonać żadnej z rywalek, a do tego kilkukrotnie pobijając rekordy świata (jej wynik 8:18:13 ustanowiony podczas Challenge Roth w 2011 nie został pokonany do dzisiaj). Ale szokujące rezultaty, które osiągała na zawodach, to tylko krótki wycinek jej historii…
Zanim zajęła się sportem „na poważnie”, uwaga Chrissie skupiała się raczej na nauce, a później na pracy. Była szóstkową uczennicą. Studia z geografii na uniwersytecie w Birmingham ukończyła w 1998 roku z najwyższą średnią ocen, jaką kiedykolwiek odnotowano na tym wydziale. Od początku odznaczała się uporem, graniczącym z obsesją. Nie umiała odpuszczać i już wtedy wykształciła w sobie silną potrzebę rywalizacji. Uwielbiała mieć nad wszystkim kontrolę, ale skłonności do perfekcjonizmu mają oczywiście wiele ciemnych stron, od których nie udało jej się uciec. Nastoletnia Chrissie nieustannie poszukiwała akceptacji u innych, co doprowadziło ją do skrzywionego stosunku do własnego ciała i rozwinięcia zaburzeń odżywiania. Bulimię udało jej się pokonać jeszcze w czasie studiów, a próby dążenia do samodoskonalenia się przybrały zdrowszy kierunek.Tak zaczęła się jej przygoda z bieganiem, które stało się jej nowym sposobem na utrzymanie wagi w ryzach.
„Trudno jest sprostać oczekiwaniom, które sama na siebie nakładam. Trudno jest bez przerwy z całych sił starać się być najlepszą. W dodatku nie ma nikogo, przed kim chciałabym coś udowodnić. Potrzeba zawsze wypływa ze mnie. Nie jest to może wewnętrzny głos, ale głęboko zakorzeniony impuls, który każe mi dążyć do perfekcji. Jest to zarazem moja prywatna, osobista wizja perfekcji: nie ideał jako taki, ale chęć osiągnięcia wszystkiego, na co mnie stać. To zaś może prowadzić do spaczonych, wyśrubowanych oczekiwań. Czasami miewam problemy z najzwyklejszym byciem tu i teraz. Bez przerwy zamartwiam się, czy aby na pewno daję z siebie wszystko, czy naprawdę w pełni wykorzystuję okazję, zamiast po prostu cieszyć się tym, co jest”, napisała w swojej autobiografii „Bez ograniczeń”.
Po ukończeniu studiów Wellington dalej poszukiwała swojej ścieżki. Początkowo chciała zostać prawniczką. Miała wolny rok w oczekiwaniu na rozpoczęcie kolejnego kierunku, który postanowiła wykorzystać na podróżowanie. Ruszyła do Afryki Południowej, a stamtąd do Nowej Zelandii, gdzie pracowała jako asystentka w kancelarii. Wtedy też zdecydowała, że prawo to jednak nie jej bajka, a drugi fakultet powinna zrobić na kierunku związanym z globalnym, zrównoważonym rozwojem. Praca na rzecz akcji humanitarnych, realna pomoc ludziom, to było coś, czemu postanowiła się poświęcić. Została przyjęta na uniwersytet w Manchesterze, a przez kolejne pół roku podróżowała po Azji.
Po powrocie do Wielkiej Brytanii rzuciła się w wir studiowania, pracy u podstaw jako wolontariuszka w przytułku dla bezdomnych, do tego zajadle biegała i ponownie wpadła w zaburzenia odżywiania, tym razem objawiające się anoreksją. Dzięki wsparciu ze strony rodziny i przyjaciół ponownie udało jej się wypracować samoakceptację oraz obronić się z wyróżnieniem. Po powrocie do Londynu pracowała dla organizacji charytatywnej sprzedając kartki świąteczne, a później w fundacji biorącej udział w przygotowaniach do Światowego Szczytu Zrównoważonego Rozwoju. Ostatecznie została urzędniczką w Ministerstwie Środowiska, Żywności oraz Spraw Wsi (DEFRA), w międzynarodowym wydziale do spraw środowiska, gdzie szybko awansując, niejednokrotnie reprezentowała brytyjski rząd. Równolegle do dynamicznej kariery rozwijało się jej zamiłowanie do sportu wyczynowego. Pierwszy maraton przebiegła w Londynie w 2002 roku, ze świetnym jak na amatorkę czasem 3 godzin i 8minut. Na półmaratonie brooklyńskim była druga spośród 1200 startujących kobiet.Biegała bez planu, przed, po, a czasem w trakcie pracy, która była dla niej w tamtym czasie najważniejsza. Z czasem jednak zaczęła wątpić, czy działania DEFRA faktycznie przynoszą wymierną korzyść dla świata.
Punkt kulminacyjny nastąpił podczas tygodniowego Forum na wyspie Jeju, gdzie negocjacje mające poprawić jakość życia biedaków, odbywały się w pięciogwiazdkowym hotelu z niesamowitym przepychem. Wszechobecna biurokracja i hipokryzja zaczęły być dla Wellington przytłaczające. W 2004 roku złożyła wniosek o urlop długoterminowy i wyjechała do Nepalu, gdzie pracowała w ruchu na rzecz odtworzenia nepalskiej wsi. Brała tam też udział w ciężkich, górskich rowerowych wyprawach, podczas których ponownie ujawnił się jej talent do sportów wytrzymałościowych. Nepal opuściła w grudniu 2005 roku i wyruszyła w kolejną podróż, tym razem do Nowej Zelandii. Wystartowała w wyścigu Coast to Coast, składającego się z etapu biegowego, kolarskiego i kajakowego o łącznej długości 243 km. Ukończyła go jako druga kobieta, i jak później napisała „moje sportowe wyczyny zaczęły mnie samą zadziwiać”. Następnym przystankiem była Argentyna, po której podróżowała rowerem objuczonym sakwami. W trakcie wyprawy wystartowała (znów zupełnie przypadkowo) w zawodach duathlonowych i zwyciężyła.„Tylko dzięki ciężkiej pracy i otwartemu umysłowi można dostrzec potencjał drzemiący w każdym z nas”.
W maju 2006 roku Chrissie wróciła do Anglii. Postanowiła sprawdzić swoje siły w triathlonie, o którym dowiedziała się już dwa lata wcześniej od kolegi z klubu biegowego. Szybko połknęła bakcyla.Rozpoczęła współpracę z pierwszym trenerem, Timem Weeksem, wróciła także do pracy w DEFRA. Każdą wolną chwilę poza obowiązkami poświęcała ćwiczeniom. Na mistrzostwach świata amatorów w Szwajcarii na dystansie olimpijskim dosłownie zdeklasowała konkurencję. Zwyciężyła nie tylko w kategorii wiekowej, ale była też pierwszą kobietą na mecie. Miała wtedy 29 lat i podjęła decyzję o przejściu na zawodowstwo. Po ciężkim próbnym tygodniu została przyjęta pod skrzydła Bretta Suttona, legendarnego już obecnie trenera triathlonu. To on ją „rzucił na głęboką wodę, z której wypłynęła w mistrzowskiej koronie” jak później wspomina. Drugim mentorem Chrissie podczas jej nadzwyczajnej, choć stosunkowo krótkiej, 5-letniej kariery był Dave Scott. Zawdzięcza mu „ukształtowanie i doszlifowanie”. Ciężko opisać jej ogromną determinację w dążeniu do celu, wspomnieć należy jednak o niezliczonej ilości mniej i bardziej poważnych kontuzji, przez pryzmat których osiągnięte rezultaty jeszcze mocniej szokują. „Nasze organizmy są zdolne do o wiele większych wyczynów, niż nam się wydaje”.
Triathlonistka jest obecnie szczęśliwą żoną i mamą. Została światowym przywódcą do spraw zdrowia w brytyjskiej organizacji parkrun, zajmuje się także międzynarodową pomocą dla dzieci. Bierze udział w wielu akcjach charytatywnych, jak na przykład w 2017 roku, kiedy wygrała w swojej kategorii wiekowej (40-44 lata) Londyński Maraton, zbierając fundusze dla Epilepsy Society i Cancer Research UK. „Sport jest wyjątkowym źródłem inspiracji i siły. Może być źródłem niewyczerpanym, jeśli będzie traktowany właściwie.”
W 2012 roku, po przejściu na sportową emeryturę, wydała bestsellerową autobiografię pod tytułem „Bez ograniczeń. Historia najtwardszej kobiety na świecie” (ang. A Life Without Limits). Polecamy!
tekst: A. Grochowska
fotografia: U.W.