W bieganiu górskim zadebiutowała na początku 2024 roku. Mimo że niespełna rok startuje w górach, ma na koncie już kilka wygranych. O przeszłości biegowej, trenowaniu, ale też o tym, jak to jest zaczynać na nowo biegać, przenosząc się ze stadionu w góry. Rozmowa z Weroniką Matuszczak.


 

Polskie środowisko biegów górskich na pewno w większości uważa cię za odkrycie 2024 roku. Opowiedz, proszę, jak zaczęła się twoja przygoda z bieganiem?

Rzeczywiście, w bieganiu górskim jestem nowa – zaczęłam startować dopiero w marcu 2024 roku. Jednak samo bieganie towarzyszy mi od dawna. Już w podstawówce zauważyła mnie nauczycielka WF-u, która dostrzegła mój potencjał i zachęciła do rozwijania tej pasji. Trenowałam na stadionie i w biegach przełajowych. W liceum udało mi się zakwalifikować na Mistrzostwa Europy Juniorów z myślą, że to będzie mój ostatni start – chciałam skupić się na maturze, ponieważ marzyłam o studiach medycznych. Po ME dostałam się na Mistrzostwa Świata, a jednym z warunków wyjazdu do Chin był udział w obozie sportowym, który odbywał się tuż przed maturą. Pomyślałam wtedy: przeciągnę bieganie jeszcze przez rok, a potem pójdę na medycynę. Ostatecznie wszystko potoczyło się inaczej, bo wyjechałam na studia do Stanów Zjednoczonych.

Po Mistrzostwach zaczęły spływać do mnie propozycje od amerykańskich uczelni. Pomyślałam wtedy, że warto skorzystać z tej okazji – wyjadę na rok, podszlifuję angielski i jeszcze trochę pobiegam, zwłaszcza że były to uczelnie z doskonałymi programami sportowymi. Ostatecznie wyjazd przedłużył się do ośmiu lat, a ja studiując tam, przez cały ten czas trenowałam. Na studiach specjalizowałam się w biegach przełajowych na dystansach 5 i 6 km oraz w biegach stadionowych do 10 kilometrów. Jednym z moich największych osiągnięć w tamtym okresie było trzecie miejsce w biegach przełajowych na Mistrzostwach Europy, ale mimo sukcesów zaczęłam odczuwać zmęczenie.

Dokładnie po piątym roku studiów przyszedł kryzys.  Nie mogłam przestać biegać, ale miałam dość rywalizacji. Potrzebowałam przerwy, by zobaczyć, jak to jest żyć bez ciągłego skupiania się na treningach. Mój kryzys biegowy wydłużył się. W tym czasie zdecydowałam się na drugi kierunek studiów – informatykę. Studia te okazały się bardzo wymagające. Bieganie zeszło wtedy na dalszy plan i ograniczyłam je do minimum. To właśnie Rafał (przyp. redakcji Rafał Matuszczak – mąż Weroniki, również biegacz górski) pomógł mi wrócić. Startował w biegach górskich, a ja kibicowałam mu na zawodach. Spodobała mi się ta atmosfera – biegi w górach wydawały mi się prawdziwą przygodą.

Nie przypuszczałam wtedy, że sama zacznę startować w górach. Wszystko zmieniło się w marcu 2024 roku, kiedy zdecydowałam się na udział w zawodach na Słowacji. Traktowałam to jako zwykłe i szybkie rozbieganie, a niespodziewanie zajęłam drugie miejsce. To był moment,  swoich sił w górach.w którym pomyślałam, że może mam szanse w trailu. Muszę przyznać, że Rafał był dużym motywatorem, który zachęcił mnie do spróbowania

Czyli niespełna rok startujesz w górach. Opowiedz jeszcze, jak łączysz trenowanie z pracą zawodową? 

Jestem programistką, podobnie jak Rafał pracuję w IT. Nasza praca jest na tyle elastyczna, że udaje się dobrze zgrać z treningami. Oczywiście, zdarzają się tygodnie, kiedy jest trudniej, ale generalnie udaje nam się wszystko poukładać. Mam też ogromne szczęście, że mój trener jest na miejscu – jeśli coś wypadnie mi w pracy i trzeba zmodyfikować trening, mogę to skonsultować praktycznie od razu. Zresztą nasze plany treningowe są bardzo elastyczne – nie planujemy więcej treningów niż na trzy dni do przodu. Praca programistki wymaga dużego skupienia i jest dość obciążająca umysłowo, ale dobrze współgra z fizycznym wysiłkiem, jaki wiąże się z treningami. Często wręcz cieszę się, że mogę pójść pobiegać po całym dniu przed komputerem.

A jak wyglądają twoje treningi? Jak zmieniły się na pod starty w górach?

Obecnie mieszkamy w Krakowie, niedaleko Lasku Wolskiego, więc mamy dobre warunki do treningów.  Jak wspominałam wcześniej, biegałam na płaskim, dlatego na początku miałam spore zaległości, jeśli chodzi o przygotowanie do biegów górskich – zarówno pod względem techniki, jak i siły. Zaczęliśmy od budowania podstaw, czyli ćwiczeń koordynacyjnych i siłowych. Treningi pod górę wprowadzaliśmy stopniowo i były to głównie krótkie podbiegi. Wciąż uczę się dostosowywać swoje tempo do nachylenia terenu, dlatego często biegam na bieżni, by to opanować. Moim największym wyzwaniem okazały się jednak zbiegi – mam tendencję do mocnego hamowania zamiast wykorzystywania prędkości. Czuję się na nich niepewnie, więc dużo pracujemy nad koordynacją i wzmacnianiem kostek. Aby oswoić się z terenem, biegałam w górach w wolnym tempie, starając się stopniowo nabierać pewności. Treningi górskie różnią się od tych na płaskim. Tam liczył się czas i dystans i trzeba było trzymać się konkretnego tempa. Tutaj bardziej zwraca się uwagę na tętno i wyczucie terenu. Dzięki temu trening nie jest aż tak wyczerpujący, a ja mogę bardziej skupić się na technice.

Jak twoje doświadczenie w biegach przełajowych i płaskich pomaga ci w bieganiu górskim?

Bieganie przełajowe i płaskie zbudowało przede wszystkim moją bazę fizyczną (tlenową). W biegach górskich ogromny wpływ ma także mentalność. W górach trzeba umieć trochę cierpieć i pokonywać swoje granice, które w tym przypadku wyglądają zupełnie inaczej. Mentalność, którą wypracowałam przez lata, zdecydowanie daje mi przewagę. Kiedy startowałam na Golden Trail Series, byłam już oswojona z imprezami tej rangi i wiedziałam, że muszę dać z siebie wszystko. Tam nie zabrakło mi mentalnej siły, choć brakowało mi jeszcze doświadczenia w górach. Mimo to jestem zadowolona, jak podeszłam do zawodów od strony mentalnej.

Jak wygląda właśnie twoje przygotowanie mentalne do biegów? Masz jakieś sprawdzone patenty na motywację na treningi, a także na pokonywanie kryzysów w trakcie zawodów?

Jeśli chodzi o starty, to nie myślę zbyt dużo i po prostu robię to, po co tam przyszłam, wtedy wszystko idzie łatwiej. Zdarzały się jednak momenty kryzysowe, kiedy byłam „tu i teraz” i nie mogłam oderwać myśli od bólu – cierpiałam wtedy bardzo. Co mi pomaga? Skupienie się na kolejnym zadaniu. Nie myślę o całych 20 kilometrach, tylko o tym, że za 5 kilometrów muszę pokonać ten jeden trudny podbieg, a potem będzie punkt odżywczy. Moja głowa koncentruje się na małych, konkretnych celach.

Jeśli chodzi o treningi, to gdy czuję, że nie dam rady i wiem, że z takiego treningu nic nie będzie, to bardzo często go modyfikuję z Rafałem. Uważam, że jak jest się wyczerpanym, to takie jednostki treningowe przynoszą mniejszą wartość. W takim przypadku, staramy się je odpowiednio zmodyfikować, najczęściej dzielimy dystans na krótsze etapy z bardzo krótkimi przerwami. Efekt będzie ten sam, a mentalnie bardziej do zrealizowania. Gdy powodem jest czyste lenistwo, to często namawiam Rafała na wspólny trening, znajduję odpowiedni podcast, playlistę, dobry snack lub włączam aplikację Strava i motywuję się treningami znajomych.

A jak to jest zaczynać zupełnie nową dyscyplinę w bieganiu?

Mimo że nadal jest to bieganie, każdy aspekt się zmienił. Inne podejście do treningu, inne parametry do monitorowania – wcześniej wszystko było uzależnione od zegarka, a teraz mogę pójść na trening bez niego, bo te jednostki wykonuje się bardziej na wyczucie. W bieganiu górskim czuję, jakby to był mój nowy start i początek.

Jak podsumowałabyś 2024 rok, w którym rozpoczęłaś swoje treningi biegowe w górach i zaliczyłaś pierwsze starty?

Jestem zachwycona tym rokiem – całkowicie wróciła mi radość z treningów i biegania. Nie chodzi tylko o wyniki, ale o atmosferę, kibiców i innych zawodników. To wszystko sprawiało, że każde zawody były wyjątkowe. Nawet nie mierzyłam aż tak wysoko, ale dostanie się na Wielki Final Golden Trail Series było spełnieniem marzeń. Do lipca wciąż nie byłam pewna, czy chcę biegać na poważnie, czy raczej traktować to jako dobrą zabawę. Treningi nie były priorytetem, szczególnie, że od stycznia zaczęłam nową pracę. Pojechaliśmy z Rafałem na Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich, ale niestety nie mogłam wystartować z powodu choroby. Czułam jednak, że warto wykorzystać przygotowanie, więc zaczęłam szukać innych zawodów. Tak trafiłam na Tatra SkyMarathon, który niestety nie odbył się z powodu pogody. Później Rafał zaproponował mi start w Tatrzański Biegu pod Górę (na Kasprowy Wierch, równocześnie były to Mistrzostwa Skyrunning Vertical KM), choć doskonale wiedział, że nie przepadam za podbiegami. To był kolejny krok w mojej przygodzie z górami. Zajęłam tam pierwsze miejsce wśród kobiet.

Jakie są twoje plany biegowe (treningi i starty) na 2025 rok?

Na pewno będę kontynuować treningi, aby coraz lepiej przyzwyczajać się do biegów górskich. W marcu planujemy obóz biegowy na Teneryfie, co będzie okazją do pracy nad formą w górskim terenie. Jeśli chodzi o starty, chcę wziąć udział w Mistrzostwach Polski w Pieninach, szczególnie w Chyżej Durbaszce i prawdopodobnie Lubań Verticalu. Mam również zamiar wrócić na DFBG i ponownie wystartować w Maratonie Trzech Jezior, aby poprawić swoje wyniki. Na razie jednak nie planujemy zbyt wiele – czekamy na kalendarz Golden Trail Series, który będzie kluczowy w podejmowaniu decyzji co do dalszych startów, między innymi za granicą.

Gdybyś miała przekazać biegaczkom górskim, zaczynającym swoją przygodę z tym sportem, trzy najważniejsze rady, które potem pomogą im w rozwoju, co by to było?

Pierwsza rada to: pod górę można wchodzić. Myślałam kiedyś, że na treningach czy zawodach, jak biegniesz, to już nie ma miejsca na marsz. A tymczasem nawet najlepsze zawodniczki podchodzą pod górę. Najważniejsze to wsłuchać się w swój organizm.
Po drugie, liczy się naprawdę droga, a nie cel. Teraz bardziej wspominam to, jak się czułam podczas przygotowań, niż same starty i sukcesy, jakie osiągałam też na stadionie czy w biegach przełajowych. To właśnie te treningi kształtują naszą wytrwałość i motywację.
Po trzecie, przygotowanie logistyczne i żywieniowe jest kluczowe. Kiedyś nie mogłam jeść podczas treningów, ale po odpowiednim treningu okazało się, że mogę dawać z siebie o wiele więcej, ponieważ mam odpowiednią energię. Dlatego nie zapominaj wziąć ze sobą żele na trening.

 

Weronika Matuszczak – zadebiutowała w biegach górskich w 2024 roku. Wcześniej związana z biegami przełajowymi. Brązowa medalistka Mistrzostw Europy w Biegach Przełajowych 2018 w biegu młodzieżowców. Wielokrotna medalistka mistrzostw Polski w kategoriach juniorskich i młodzieżowych.

 

 

Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia: archiwum prywatne Weroniki Matuszczak