Wiedziałaś, że 43% ludzi porzuca swoje postanowienia noworoczne już pod koniec stycznia? To dosyć ciekawa statystyka. Chciałabym podzielić się z Wami swoimi próbami nieporzucenia postanowień za wszelką cenę. Jak się okazuje, nie zawsze prowadzi to do oczekiwanych rezultatów.


 

W styczniu 2024 postawiłam sobie 3 główne cele sportowe:

– zajęcie miejsca w top 5 na Mistrzostwach Polski w biegach górskich U18,
– przebiegnięcie 5 km poniżej 20 minut,
– podniesienie obciążenia, wynoszącego dwukrotność masy mojego ciała, w martwym ciągu.

Ile z tych celów udało mi się zrealizować? Ani jednego! 

Czy to coś złego? W pierwszej połowie roku powiedziałabym, że to istna porażka. Z perspektywy kolejnych 6, niemal już 7 miesięcy, wylanego morza łez i kilkunastu zapisanych stron notatnika z moimi emocjami, wydaje mi się, że to dobrze. Dlaczego? Tegoroczne sportowe „porażki” spowodowały u mnie drastyczną zmianę mentalu. 

Sport to zdrowie! Tak podobno jest. Na moim przykładzie można by jednak wyciągnąć wniosek odwrotny. “Przecież jesteś młoda… daj spokój, przyzwyczaisz się, rozbiegasz ten ból!”.Plot twist – nie, nie rozbiegałam bólu.W pierwszej połowie tego roku jednak próbowałam, więc zacznę właśnie od tego momentu.

Styczeń 2024 rozpoczął się dla mnie bardzo dobrze. Po kontuzjach oraz różnych infekcjach z listopada i grudnia ubiegłego roku nie było już śladu. Na siłowni notowałam bardzo szybki progres, a dźwiganie dawało mi ogrom satysfakcji. Treningi biegowe też wychodziły super – oczywiście było to bieganie na „zakwasach”, ale przecież tak również buduje się wytrzymałość na ból! Muszę przyznać, że to podejście, poza bólem często całych nóg, było niezwykle skuteczne. Już w lutym, podczas pierwszego startu na dystansie 12 km na zawodach zimowego Janosika, zajęłam drugie miejsce open! Wcześniej nie stałam jeszcze na drugim stopniu podium, więc było to wymarzony początek sezonu. 

Apetyt rośnie w miarę jedzenia – dzień po stracie poszłam już na trening, a ponieważ miałam tydzień do wyjazdu na ferie, musiałam ten czas wykorzystać jak najlepiej! Najbardziej efektywnie. Brak wystarczającej regeneracji, dokręcenie śruby na treningach, a następnie wylot do kraju, gdzie w lutym są 24 stopnie oraz kompletnie inna flora bakteryjna, skonczył się dwoma tygodniami osłabienia po powrocie. 

Kiedy tylko poczułam się lepiej, znowu wracałam na pełne obroty treningowe. Takim oto sposobem pozostawałam ciągle w tym schemacie. Wyniki w zawodach były dosyć losowe, mocno zależne od dnia. Zaczęły pojawiać się oznaki kontuzji piszczeli oraz kostek – jednak przecież to można rozbiegać! Tak oto upłynęło pierwszych 6 miesięcy roku w schemacie trening-kontuzja-trening-infekcja-kontuzja. Za każdym razem mówiłam sobie, że dłużej odpocznę, zmienię podejście, będę działać inaczej – i za każdym razem wracałam do punktu wyjścia. Trzy skręcenia kostek, shin splints i kilka innych pomniejszych urazów spowodowały zmianą w podejściu do treningu – przestałam już wtedy biegać. Zaczęłam więcej czasu spędzać na rowerze i siłowni. Jednak w dalszym ciągu, mimo małych obciążeń, okazywało się, że i tak negatywnie wpływają na moje ciało. Sukcesywnie więc rezygnowałam, ze wszystkiego, co było bardzo intensywnie. Zostawiłam sobie jedynie chodzenie po górach. 

Oglądanie wschodów i zachodów słońca to zdecydowanie highlight ostatnich dwóch miesięcy 2024. Niestety w grudniu nawet z tego czasowo musiałam zrezygnować. Pojawił się u mnie konflikt panewkowo-udowy oraz rwa udowa – to już kontuzje, które na jakiś czas całkowicie wyłączyły mnie z aktywności. 

W rok 2025 wchodzę więc z dozą niepewności. Nie wiem, kiedy będę w stanie wrócić do biegania, jednak nie rezygnuję z gór i wybieram mniej intensywne formy aktywności. Czuję też ogromną wdzięczność za to, że dalej pozostaję w środowisku biegowym, jednak już jako wolontariuszka na różnych festiwalach biegowych. Dopiero po doświadczeniu tylu kontuzji, urazów, bólu – najbardziej tego psychicznego, związanego z niemożliwością robienia tego, co najbardziej uwielbiam, czyli trenowania na wysokich obrotach – zrozumiałam, że moje ciało potrzebuje czegoś innego. Jeśli nie będę słuchać jego sygnałów, zostanę w tym samym miejscu. Próbuję więc znaleźć dla siebie inną drogę! 

Wiem też, że nie tylko ja zmagam się z kontuzją, bo to jednak bardzo powszechny problem wśród biegaczy górskich. Jeśli więc Ty też masz problem z kontuzjami – daj sobie czas, trochę więcej, niż wydaje Ci się, że potrzebujesz. Pozwól sobie również na smutek i wszystkie inne emocje, to normalne, że jest Ci przykro, kiedy nie możesz robić tego, co kochasz. Wrócimy silniejsze! 

 

tekst: Agnieszka Chrobak
fotografia: Zwiedzanie przez Bieganie / Pieniny Ultra Trail