Przygodę z bieganiem zaczęła od triathlonu. Potem pojawiło się bieganie ultra – starty rozpoczęła na dystansach 100 i 200 kilometrów. Niedawno przebiegła najdłuższy bieg ultra w Portugalii, wygrywając go – pokonała ponad 300 kilometrów. Zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, by przebiec jeszcze więcej? Myśli, że skoro inni to robią, to dlaczego by nie spróbować. Rozmowa z Magdą Sznigir.


 

Jak zaczęła się twoja przygoda z bieganiem górskim? Czy pierwsze było może bieganie asfaltowe?

Moja przygoda z bieganiem długodystansowym tak naprawdę zaczęła się od triathlonu, który zaczęłam trenować zupełnie przez przypadek, kiedy mieszkałam w Armenii. Kupiłam wtedy rower szosowy i szukałam lokalnej grupy rowerowej. Zamiast na rowerową, trafiłam na grupę triathlonową. Początkowo treningi miały bardziej towarzyski charakter, jednak szybko mnie wciągnęły. Trenowałam triathlon przez trzy lata, przez czas mojego pobytu w Armenii.

A skąd kierunek Armenia?

Po ukończeniu studiów, podczas których spędziłam dużo czasu za granicą w Estonii i Chorwacji, nie byłam pewna, co dalej. Rozważałam podjęcie pracy lub kontynuację nauki na studiach doktoranckich. Przypadkowo dowiedziałam się o Europejskim Wolontariacie (EVS) i wysłałam zgłoszenia do około 100 organizacji, postanawiając, że pojadę tam, skąd otrzymam pierwszą odpowiedź. Pierwsza wiadomość przyszła z Erywania, więc przeprowadziłam się do Armenii. Początkowo planowałam zostać tam rok, ale po jego upływie otrzymałam ofertę pracy w marketingu i postanowiłam zostać dłużej. W Armenii, kraju o górzystym terenie, zaczęłam trenować wspinaczkę wysokogórską. W tym czasie zainteresowałam się również triathlonem, dlatego zaczęłam też biegać. W ramach treningu z przyjaciółmi, zdarzało nam się przebiec dystans 70 kilometrów. Mimo że wiedziałam o biegach długodystansowych, nie planowałam wtedy skupiać się na nich w przyszłości.

Po pięciu latach spędzonych w Armenii przeprowadziłam się na Azory w Portugalii. Tam zaczęłam trenować crossfit. Podczas jednych z zajęć dowiedziałam się o biegu Epic Azores na dystansie 100 kilometrów. Pomyślałam wtedy, że skoro inni mogą przebiec 100 kilometrów, to dlaczego ja nie miałabym spróbować? Wzięłam udział w tym biegu w 2021 roku, co zapoczątkowało moją przygodę z biegami ultra.

Potem, gdy wróciłaś do Polski, to zaczęłaś też startować w polskich biegach ultra?

Do Polski wróciłam dwa lata temu. Obecnie mieszkam na Dolnym Śląsku, góry mam niedaleko, Karkonosze i mogę być blisko rodziny. Pierwszym biegiem, w którym wzięłam udział po powrocie, był Bieg Jaskiniowego Niedźwiedzia na dystansie 70 km w Stroniu Śląskim, niedaleko mojego rodzinnego domu. Ten start wygrałam. Już wtedy wiedziałam, że biegi górskie są w Polsce bardzo popularne. Organizowanych jest wiele zawodów
i inicjatyw biegowych, co ułatwia znalezienie społeczności biegowej do wspólnego trenowania. Teraz dzięki elastyczności mojej pracy mogę podróżować i startować w zawodach w różnych krajach, przygotowując się do nich tutaj, w Polsce.

Sporo podróżujesz i biegasz, o to właśnie chciałam też zapytać. Najpierw, skąd wzięły się u ciebie od razu naprawdę długie dystanse?  W 2024 roku wygrałaś w startach ALUT (dystans 300 kilometrów), UltraKotlina (180 kilometrów) i Ultra Way (160 kilometrów).

Fascynują mnie ultramaratony. Gdy po raz pierwszy usłyszałam o ALUT (Algarviana Ultra Trai), mieszkałam na Azorach. Znajomy ukończył wtedy ten wyścig, pokonując 315 kilometrów, co wydawało mi się niewyobrażalne. Wiedziałam o istnieniu takich biegów, ale świadomość, że amator może przebiec taki dystans i czuć się po tym dobrze, skłoniła mnie do myślenia: skoro inni to robią, może i ja potrafię. Zaczęłam startować na dystansach 100, 180 i 200 kilometrów, za każdym razem czując się po nich dobrze. Po ukończeniu 300 kilometrów zaczęłam zastanawiać się, jak poczuję się po przebiegnięciu 350 czy 400 kilometrów i czy to w ogóle jest możliwe. Zawsze myślę: skoro inni to robią, dlaczego ja miałabym nie spróbować? Idea spędzenia 60 czy 80 godzin na zewnątrz, biegnąc przez najpiękniejsze miejsca, gdzie wszystko jest zorganizowane dla ciebie, a jedyne, co musisz robić, to biec przed siebie, brzmi jak najlepsza impreza na świecie. Nie masz nic innego do roboty, tylko biec.

A jak ci się biega w nocy?  

Bieg ALUT ukończyłam w 55 godzin. Ze względu na grudniowy termin (start o godzinie 14:30), ciemno było już o godzinie 17:00, a jasno dopiero o 7:00, co oznaczało, że około 60% trasy pokonywałam nocą. Jednak nocne bieganie sprawia mi przyjemność, nie odczuwam lęku ani dezorientacji, co z pewnością wynika z doświadczenia. Nigdy mi to nie przeszkadzało. Pamiętam swój pierwszy ultramaraton na Sao Miguel Azorach, który rozpoczynał się o 23:00. Potem po nocy przychodzi dzień. Jesteś na wyspie, na środku oceanu i widzisz wschód słońca. Byłam wtedy bardzo wzruszona. Z dniem zawsze przychodzi nowa energia.

A jak trenujesz do takich dystansów?

Przez ostatnie trzy lata moje treningi były dość chaotyczne, ponieważ nie miałam trenera i częściowo sama układałam sobie plan. Korzystałam z planów treningowych dostępnych na platformie TrainingPeaks, dostosowując je do swoich potrzeb. Skupiałam się głównie na długich wybieganiach po górach, dostosowując je do profilu tras planowanych zawodów. Z pozostałych treningów, to uwielbiam również chodzić na siłownię – odwiedzam ją trzy razy w tygodniu. Pływanie, które pozostało po moim treningu triathlonowym, jest moim ulubionym sportem. Zastanawiam się, czy w przyszłości nie spróbuję pływania długodystansowego. Bardzo chciałabym spróbować przepłynąć na przykład 20 kilometrów przez jakieś otwarte wody.

A czy obecnie masz trenera?

Przez ostatnie lata biegałam właśnie bez trenera, co przekładało się na starty – zdarzało mi się natrafić na „ścianę”. Czasami na początku biegu byłam bardzo podekscytowana i pełna entuzjazmu, co nie zawsze było mądre, bo można wtedy szybciej stracić siły. Przez długi czas nie miałam żadnej strategii żywieniowej, często podczas biegu po prostu przestawałam jeść. Na Ultra Way na 160 km przez pierwsze 10 godzin nic nie mogłam jeść, a przez ostatnie 2 godziny nie mogłam w ogóle pić wody. Po tym doświadczeniu postanowiłam, że znajdę dietetyka. Chociaż jadłam podczas treningów, robiłam to bez większej świadomości, nie mając odpowiedniej wiedzy. Dodatkowo nie miałam trenera, więc próbowałam stosować strategie innych biegaczy, co nie zawsze się sprawdzało, ponieważ każdy z nas ma inną budowę ciała i tempo biegu.

Podobny problem miałam podczas UltraKotliny, ale było nieco lepiej, bo dopiero przy końcówce pojawiły się problemy. Wojtek (przyp red. obecny trener Magdy) połączył mnie z dietetyczką, Martą Naczyk, która opracowała dla mnie strategię żywieniową na start ALUT, krok po kroku, minuta po minucie. Sprawdziła również moje wyniki krwi, co okazało się bardzo pomocne. To był pierwszy bieg, na którym miałam kompleksową strategię żywieniową. Mimo że był to mój najdłuższy bieg w życiu (300 km), nie miałam żadnych problemów z żołądkiem – od początku do końca. Jadłam regularnie, nie miałam wymiotów ani biegunek. Teraz, mając trenera Wojtka i wsparcie Marty, która udziela mi cennych wskazówek, zastanawiam się, jak to będzie – jak to będzie nie cierpieć podczas żadnego ultra.

A jak pojawiają się kryzysy podczas biegu, kiedy brak motywacji na trening (np. z powodu zmęczenia pracą, obowiązkami), jak sobie z tym radzisz?

Kiedyś usłyszałam, że kryzysy przychodzą, ale zawsze odchodzą. Wszystko trzeba po prostu przeczekać. Ja rzadko mam kryzysy podczas biegu, bo zawsze bardzo chcę tam być. Nigdy nie zdarzyło mi się mieć taki moment, w którym chciałabym zejść z trasy – może tylko raz, na ALUT w zeszłym roku, kiedy biegłam z kontuzją biodra. Czułam się wtedy bardzo źle – to już nie była zabawa, bo po prostu cierpiałam. To nie miało nic wspólnego z radością z biegania. Męczyłam się, zastanawiając się, czy to jest kryzys, czy po prostu naprawdę nie chcę być tam, gdzie jestem. Czekałam, czekałam, ale to uczucie nie odchodziło. W końcu stwierdziłam, że nie chcę tam być i chcę wracać do domu. W tym roku na ALUT, będąc w naprawdę dobrej formie, miałam tylko jeden kryzys. Byłam już 42 godziny na trasie, a przede mną pozostało jeszcze 10 lub 15 godzin biegu. To nie był kryzys typu „nie chcę już tu być”, raczej „ile jeszcze to potrwa?”. Czułam się bardzo samotna. Nie miałam nikogo obok siebie, z kim mogłabym biec. Byłam sama. Nawet Taylor Swift w słuchawkach nie pomogła. Jestem też osobą bardzo zdyscyplinowaną – jeśli mam listę rzeczy do zrobienia, to po prostu to zrobię, bez względu na to, ile to zajmie czasu. Czasami, gdy brakuje mi motywacji, to właśnie dyscyplina pozwala mi pchać się do przodu.

Jak budujesz swoją wytrzymałość do takich dystansów?

Wytrzymałość w ultramaratonach zależy od wielu czynników, w tym od kondycji fizycznej, siły mięśniowej oraz przygotowania mentalnego. Uważam, że na sukces składa się w 40% przygotowanie fizyczne, w 40% mentalne, a w 20% okoliczności.

Jak podsumowałabyś starty w 2024?

Sezon 2024 był dla mnie wymarzony. Mimo pewnych trudności, takich jak kontuzja kolana podczas festiwalu biegowego Duch Pogórza czy problemy żołądkowe, udało mi się wygrać trzy starty, stanąć na podium cztery razy i odwiedzić wiele pięknych miejsc. Po raz pierwszy uczestniczyłam w Golden Trail Series w Norwegii, na Stranda Fjord, gdzie biegłam krótsze dystanse, takie jak Transgrancanaria. Tam spotkałam czołowych, polskich biegaczy górskich na mecie, Kasię Solińską i Andrzeja Witka, co było niesamowitym doświadczeniem. Brałam również udział w długich biegach, takich jak ALUT, lokalnych zawodach, a także w biegach w różnych warunkach – w śniegu, upale, w górach i na trasach trailowych. Udało mi się zakończyć sezon w pełni zdrowa, za co jestem bardzo wdzięczna.

I jakie plany startowe na 2025 rok?

Na pewno będzie to też turystyka biegowa. Mam już zaplanowany sezon biegowy, obejmujący sześć startów, z których tylko jeden odbędzie się w Polsce. Sezon rozpoczynam od Transgrancanarii pod koniec lutego, gdzie wezmę udział w biegu na 84 kilometry. Następnie planuję start TransPeneda Geres w Portugalii. W ubiegłym roku warunki pogodowe były bardzo trudne, dlatego chciałabym spróbować ponownie. Kolejnym punktem jest start w Polsce, jeszcze nieokreślony, ale planowany jako długodystansowy. Wezmę też udział w biegu, w którym będę towarzyszyła mojej przyjaciółce. Będziemy razem od startu do mety. Następnie planuję start Kullamannen w Szwecji, w który pozwoli mi zdobyć punkty do UTMB – mojego marzenia. Sezon zakończę na Azorach, gdzie również planuję udział w biegu.

Gdybyś miała przekazać biegaczkom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z bieganiem w górach, 3 najważniejsze rady, które potem pomogą im w rozwoju, co by to było?

Rada treningowa – trenuj żołądek. Rada sprzętowa – zawsze miej ze sobą wazelinę. Rada startowa – kryzysy przychodzą, ale odchodzą.

 

Magda Sznigir  – biegaczka długodystansowa i podróżniczka. Sezon 2024 był dla niej wymarzony: wygrała najdłuższy bieg w Portugalii na dystansie 300 kilometrów, UltraKotlinę 180 kilometrów oraz Ultra Way 160 kilometrów.

 

Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia: Traillab