Z wykształcenia prawniczka ze sporym doświadczeniem w kancelarii doradztwa podatkowego. Obecnie trenerka i współorganizatorka obozów biegowych. Zamieniła miasto na góry. Pisze również o bieganiu górskim. O zmianach, o byciu tu i teraz, również w kontekście rozwoju biegowego – w rozmowie z Karoliną Obstój.
Masz ciekawe doświadczenie zawodowe. Wydaje mi się, że była to spora zmiana, ale o to jeszcze dopytam. Na sam początek pytanie, jak to się stało, że zaczęłaś biegać?
To było trochę przypadkowe. Zaczęłam biegać, kiedy tak naprawdę był spory boom na bieganie.
W okresie moich studiów wiele znajomych biegało – i ja do nich dołączyłam. Wtedy było bardzo popularne przygotowywanie się do maratonów. Obserwując znajomych, postanowiłam również spróbować. Byłam bardzo młoda, trafiłam do grupy biegowej we Wrocławiu, która przygotowywała się wtedy do maratonu. Nie miałam innych wzorców, że powinnam startować w krótszych dystansach. Oni trenowali do maratonu i ja też zaczęłam trenować do takiego dystansu.
Bardzo mi się to bieganie spodobało. Mimo, że nie miałam większych sukcesów. Trenowałam amatorsko. Przebiegłam swój pierwszy maraton w dniu swoich urodzin, czyli 15 września. Nie byłam szczególnie przygotowana. Pamiętam, że na ostatnich kilometrach było mi bardzo ciężko. Moi rodzice kibicowali mi na trasie – kiedy mój tata zobaczył mnie, że tak cierpię, to chciał mnie zmotywować. „Ty już nic więcej nie musisz biec. Już udowodniłaś!” – krzyknął tata. Pomyślałam sobie wtedy: „Tato, powinieneś mnie teraz kopnąć w tyłek, a tu taka rodzicielska miłość”. Tak to się zaczęło moje bieganie – bardzo amatorsko. Przez kilka lat było na takim amatorsko-zabawowym poziomie. Chyba dopiero, jak zaczęłam trenować z Jackiem (przyp. red. Jacek Sobas– trener Karoliny i prywatnie również partner), to okazało się, że w bieganiu mogę osiągnąć więcej. Wiedziałam, że mistrzynią świata nie będę. Oczywiście wyniki nie przyszły same. Ten trening był na pewno ułożony i po prostu zaczęłam biegać więcej.
Czyli na początku były to biegi asfaltowe. A kiedy pojawiły się docelowe biegi górskie? Bo teraz góry są na pierwszym miejscu.
Jak na początku zaczęłam biegać, to zdarzały się biegi trailowe – z małymi przewyższeniami
w terenie. One wynikały z tego, że moi znajomi wyjeżdżali na zawody, to ja również jechałam
z nimi. Faktycznie, jak zaczęłam trenować z Jackiem, wtedy zaczęłam jeszcze więcej trenować i startować w górach. Zauważyłam, że mam do tego predyspozycje, bo zawsze byłam dobra na przykład na podbiegach.
A potem zostałaś trenerką biegową i współorganizatorką obozów biegowych. Wcześniej była kariera korporacyjna – byłaś prawniczką. Czy zmiana była wyzwaniem?
Pracowałam w kancelarii, gdzie zajmowałam się doradztwem podatkowym. Jak tam pracowałam, to już biegałam. Miałam wtedy dwie pasje – bardzo lubiłam swoją pracę i bieganie. Nie pracowałam w dużej kancelarii – wszyscy mieliśmy ze sobą dobre relacje. Wszystko szło dwoma torami – było bieganie, była praca. Im bardziej zaczęłam wkręcać się w bieganie, im bardziej byłam lepsza i rozwijałam się w tym bieganiu, tym priorytety zaczęły się przechylać na rzecz biegania. Ta pasja do biegania cały czas rosła, a pasja do doradztwa podatkowego stała na takim samym poziomie. Te proporcje zaczęły się przechylać na korzyść biegania. W tym czasie Jacek odszedł z pracy, bo również pracował na etacie. Zaczął zajmować się tylko trenowaniem biegaczy i prowadzeniem treningów indywidualnych. Postanowił mnie namówić do podobnej decyzji. Trenowałam biegowo kilka osób. Na początku chyba nie wierzyłam, że może się to w jakiś sposób rozwinąć. Jacek namawiał mnie do tego bardzo długo – może z 2 lata, od pomysłu do realizacji. Potem już przestał i stracił chyba nadzieję. W końcu przyszedł ten czas – powiedziałam, że odchodzę z kancelarii. To była bardzo trudna decyzja. To była bardziej droga ewolucji niż rewolucji. Nie miałam pewności, że sobie poradzę. Musiałam sobie wiele poukładać, ponieważ lubiłam swoją pracę i ludzi, z którymi pracowałam. Rozpisywałam sobie plusy i minusy tej sytuacji. Przesądzającym argumentem było to, że będę miała sporą niezależność czasową i będę mogła pojechać w góry, żeby potrenować, kiedy będę chciała. Nie myśleliśmy wtedy o przeprowadzce z Wrocławia do Szklarskiej Poręby. Wcześniej każdy dzień urlopu przeznaczałam na trening w górach lub wyjazd na zawody. Praktycznie każdy weekend spędzałam w górach. Zazwyczaj w czwartek wieczorem jechałam w góry, by w piątek pracować zdalnie do godziny 15.00 – a po pracy już od razu pobiec na szlak.
Czy miałaś jakieś obawy przed tą zmianą?
Miałam bezpieczną pracę na etacie, więc zastanawiałam się, czy finansowo dam radę dorównać do tego samego poziomu. Były obawy, ale z drugiej strony wiedziałam, że jestem osobą zaradną, pracowitą i poradzę sobie w życiu. Takie poczucie własnej wartości pozwoliło mi zmienić pracę.
A czy jest coś wspólnego pomiędzy byciem trenerką biegową a prawniczką? Może wydawać się, że nie ma nic.
Przyznam, że nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Teraz myślę, że obie te prace mogą mieć wiele wspólnego. Zacznę od doświadczenia. Tak, jak w swojej pracy w kancelarii, najwięcej się nauczyłam od swoich szefów i pracując z tak zwanymi prawdziwymi przypadkami, tak samo, jak przy trenowaniu, nie tylko nauczyłam się z kursu z PZLA, ale z pracy z podopiecznymi i czerpiąc z doświadczenia Jacka.
Kolejna rzecz to umiejętność nawiązywania i utrzymywania relacji – i to jest najważniejsze, może bardziej w pracy trenera. W pracy prawniczki miałam szczęście do zespołu i szefów, ale też potrafiłam utrzymywać relacje z klientami. Czasem zawodnicy potrzebują tego, żeby nie tylko zaplanować trening, ale i przeradza się to w większe wsparcie. To już jest bliższa relacja niż tylko trener i zawodnik. Oczywiście nie z każdym podopiecznym, bo nie każdy tego oczekuje i potrzebuje. To trzeba po prostu wyczuć.
Czy tęskniłaś kiedyś za swoim prawniczym życiem?
Nigdy za powrotem. Czasami z Jackiem śmiejemy się, że chyba nie dalibyśmy rady wrócić do pracy na etat.
Przejdę teraz do pytań dotyczących Ciebie jako biegaczki. Jak treningi? Czy trenujesz pod konkretne starty?
Obecnie moje treningi są bardzo urozmaicone. Nie tylko biegam, ale korzystam ze spinningu i robię dużo treningu wzmacniającego oraz siłowego. Nie skupiam się tylko na bieganiu. Przez prawie 3 lata mieszkamy już w Szklarskiej Porębie, to trenuję w terenie pagórkowatym i górskim. Robię bardzo mało treningów na płaskim.
Obecnie zauważyłam, że jeszcze rok temu, gdy byłam zmęczona i miałam robić spokojne wybieganie, nie decydowałam się na góry. Jednak teraz większość treningów, mimo zmęczenia, realizuję w górach – nawet spokojne wybiegania. Pomaga mi to szczególnie na dłuższych biegach górskich. Nie odczuwam aż tak dużego zmęczenia mięśniowego. Uważam, że jestem w naprawdę uprzywilejowanej pozycji, że mogę trenować w górach. Nie ma nudy w treningu.
Co do startów, to od tego roku chcę się wydłużać. Przedtem cały czas czułam, że nie jestem na to gotowa. Pomyślałam, w końcu, kiedy mam to zrobić – i tak dużo trenuję. Nie zaczynam od razu od 100 kilometrów. Na koniec czerwca planuję wystartować w Europejskim Festiwalu Biegowym w Krynicy i tam biegnę 60 kilometrów. Później w sierpniu jedziemy do Austrii i tam w Alpach będziemy biec na zawodach KAT100 by UTMB i startuję na dystansie 50 km z 3300 metrów przewyższeniem. Zobaczę, jak będę się czuła po tych biegach – i wtedy uzależnię starty jesienią.
Zawsze też pytam o motywację do biegania. Jak u Ciebie to wygląda? Potrzebujesz dodatkowych motywatorów czy miewałaś okresy tak zwane nie biegowe?
Nie mam problemu z motywacją. Ostatnio czytałam najnowszą książkę Davida Gogginsa. Jest bardzo mocno motywująca. Po jej przeczytaniu, powiedziałam Jackowi, że ja nie potrzebuję chyba takich książek, nie potrzebuję motywacji do biegania. Nie potrafię tego wytłumaczyć, skąd ja to mam. Mam swoją motywację w sobie, nie muszę jej czerpać z zewnątrz. Oczywiście inspirujące są dla mnie wydarzenia sportowe i inni biegacze. Jednak nie ma takiej opcji, abym nie wyszła na zaplanowany trening, bo mi się nie chce. Mogę odłożyć taki trening w czasie, np. za godzinę, jak przestanie padać.
Jesteś trenerką biegową. Jak się w odnalazłaś tej roli na początku? Co daje Ci ta praca?
W tej roli bardzo dobrze się odnalazłam – miałam kilka obaw, nie czułam się autorytetem – nie wiedziałam, czy ktoś będzie chciał u mnie trenować, mimo, że trenowałam już kilka osób. Biegacze, którzy zaczęli u mnie trenować, dali mi dużo pewności siebie. Oni we mnie uwierzyli. Dużo daje mi to radości, nie tylko ze względu na wyniki podopiecznych. Widzę w nich przemianę. Ktoś nie wierzył w siebie, nie tylko pod względem biegowym, ale życiowym. Bieganie dało mi większą pewność siebie w życiu. Największą wartością dodaną, jeżeli daję radę w bieganiu, to na innych polach też dam radę. To jest takie proste i banalne. Naprawdę wierzę w to, że jest to takie proste. Jeżeli poradziłem, poradziłam sobie z trudnym biegiem czy trenowałem, trenowałam kilka miesięcy do jakichś zawodów
i dałem, dałam radę. Mimo przeciwności, też sobie poradzę w innych życiowych wyzwaniach. Dla niektórych wynik nie jest wcale taki ważny, ale na przykład cel, by przebiec swoje pierwsze ultra. Dla mnie jest najważniejsze, że zrealizowali swoje marzenie, a ja im w tym pomogłam.
Kto Ciebie inspiruje?
Jestem taką osobą, która nie miała idoli. W bieganiu mam podobnie. Myślę, że inspirującą osobą w naszym biegowym światku jest Izabela Zatorska. Jest utytułowaną biegaczką górską i asfaltową. Najważniejsze jest dla mnie to, że widać w niej taką waleczność i iskrę. Ma bardzo dużo energii – ma 62 lata i nadal startuje w zawodach górskich. Sportowców cenię nie tylko za wyniki, ale właśnie za walkę do końca.
Moją inspirację jest też mój Jacek. To od niego najwięcej się nauczyłam – nie tylko treningowo, ale życiowo. Za jego podejście stoickie do treningu, by nie podniecać się jednym udanym treningiem i nie rozpaczać też z powodu jednego nieudanego treningu. To jest właśnie podejście stoickie i wyważone. Jak nam nie idzie, to nie obrażamy się na cały świat i nie szukamy winnych, tylko robimy dalej swoje. Trust the process – tak bardzo popularne. Aby być wytrwałym. I w końcu ta wytrwałość odda. By skupiać się też na sobie, a nie na innych, co ktoś o nas mówi. By też korzystać z życia i nie odkładać życia na później, by walczyć o swoje pasje.
A jak motywujesz podopiecznych?
Czasem, jak moi zawodnicy mają trudniejszy okres, nie mają wolnej głowy do zrobienia treningu, to zawsze im mówię: „odpocznijmy – zróbmy sobie tydzień taki bez zaplanowanych i konkretnych treningów. Możesz iść, kiedy będziesz chciał, chciała – np. na spokojne wybieganie. Robię tak, żeby nie czuli się źle z powodu tego, że nie zrobili założonego planu. Staram się nie mierzyć swoją miarą. W moim przypadku, kiedy mam problem i wiele się dzieje, to ja lubię na przykład wszystko wybiegać. Czasami, gdy masz spokojne wybieganie, to masz czas na intensywne myślenie. Natomiast, gdy robisz mocniejszy trening, to skupiasz się na tym i nie jesteś w stanie myśleć o czyś innym, jak tylko o tym, żeby utrzymać tempo. Wiem, że ja tak mam, a niektórzy mogą mieć odwrotnie. Tylko z czystą i spokojną głową mogą iść na trening. Oczywiście szanuję każde podejście.
Jakie rady chciałabyś przekazać młodym dziewczynom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z bieganiem w górach?
Pierwsza rada: nie staraj się być najlepszym, ale jak najlepszym. Z mojego życiowego doświadczenia wynika, że zawsze to ja chciałam być najlepsza, między innymi na studiach, w nauce. Paradoksalnie wyleczyło mnie z tego bieganie. Zrozumiałam, że ja nigdy nie będę najlepsza w bieganiu, bo zawsze będzie inna osoba lepsza ode mnie. Z perspektywy czasu jest to uwalniające, by poczuć zmianę bardziej w sobie, a nie porównywać się do innych, ale też do siebie sprzed kilku lat. Jacek mi zawsze powtarza, by patrzeć na to, co jest tu i teraz.
Druga rada już typowo biegowa, by nie bać się podchodzenia w górach. Trzeba pogodzić się z myślą, że w biegach górskich jest ten element podchodzenia. Mówię też ze swojego doświadczenia. Jeśli ktoś biega na ulicy i po płaskim, a potem zaczyna biegać w górach, to może być to dla niego trudne, bo na ulicy cały czas się biegnie. Dla mnie też uwalniające było to, że mogę podchodzić i może to być efektywniejsze, niż sam bieg pod górkę. Szczególnie na początku warto dać sobie na to przyzwolenie.
Trzecia rada dotyczy naszych oczekiwań, by nie spodziewać się efektów „na już”. Bieganie to jest proces. Nie patrzeć na to, że jakaś nasza koleżanka biega szybciej niż my. Wiadomo, że warto zakładać sobie cele długofalowe, jeżeli zależy nam na bieganiu i chcemy to robić przez dłuższy czas oraz się rozwijać.
Karolina, oczywiście pamiętam – przecież jesteś również dziennikarką sportową dla portalu bieganie.pl. Jakie masz tutaj rady, dla tych, którzy szukają takiej ścieżki kariery?
Zaczęłam pisać dla bieganie.pl przez przypadek, ponieważ jedna osoba mnie pokierowała do tego. Decydująca była moja pasja do biegów górskich, o których głównie piszę. Jest spore zapotrzebowanie na takie treści, bo rośnie popularność tych biegów. Jakie rady? Warto śledzić, co dzieje się w sporcie, dyscyplinie, która Was najbardziej interesuje. Być otwartym, obserwować, co się dzieje na rynku. Najważniejsze, by nie bać się wysłać aplikacji do portali oraz magazynów i nie myśleć, że nie nadaję się do tego.
Karolina Obstój – biegaczka górska, trenerka biegania i organizatorka obozów biegowych.
Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia: Ryszard Fiedorowicz