Znana z długich dystansów – jako pierwsza kobieta w 2021 r. ukończyła Bieg Kreta Hardcore , jako jedyna kobiet również ukończyła BUT Challenge bez znanej wcześniej trasy i wygrywa w formułach biegów Backyard. Lista biegowych sukcesów jest bardzo długa.  Nie wszyscy wiedzą, że ma również doświadczenie wysokogórskie. O emocjach w bieganiu i zmianach w życiu, w rozmowie z Dominiką Cieślak.


 

Jak zaczęła się twoja przygoda z bieganiem? Czy od samego początku były to biegi górskie?

Wszystko zaczęło się od wielkiego marzenia – wyprawy na Kilimandżaro, które pojawiło się, gdy jeszcze pracowałam w korporacji. Wiedziałam, że muszę się solidnie przygotować do tej wyprawy, więc zaczęłam od biegania po asfalcie. Potem ukończyłam Koronę Maratonów Polskich, zdając sobie sprawę, że bieganie na ulicy nie jest już dla mnie. Moje podejście do biegania zawsze było racjonalne i dostosowane do moich potrzeb. Nigdy nie zależało mi na „żyłowaniu czasu” – wiedziałam, że nie osiągnę wymarzonych wyników, które mogłyby mnie satysfakcjonować.

Bieganie po ulicy miało swoje ograniczenia dla mnie – przede wszystkim było tam zbyt wielu biegaczy, a ja nie lubię tłumów. To podejście widać też w moim obecnym stylu życia i miejscu, w którym mieszkam – w górach. Całe moje życie zmieniło się dzięki bieganiu w górach. Zaczęłam biegać trochę przypadkiem – zobaczyłam kiedyś na siłowni kogoś w koszulce z biegu górskiego, z Biegu Rzeźnika i zaczęłam się tym interesować. To była gra przypadków.

Przypadek, który zaprowadził cię tak daleko i wywołał spore zmiany.

Jedną z moich mocnych stron jest umiejętność odczytywania rzeczywistości – dostrzegam rzeczy, które dla innych mogą być niewidoczne. Może to być coś, co zwraca moją uwagę, co mnie inspiruje. To jest moja intuicja. Wierzę w takie znaki. Dziś mam piękny dom w górach i własną firmę – znalazłam swoją ścieżkę, a wszystko to dzięki temu, że obserwowałam otaczający mnie świat. Kocham bieganie, ale nie dla wyników czy czasów, tylko dlatego, że robię to dla siebie. To bieganie prowadzi mnie, nie ku lepszym wynikom, ale ku lepszemu życiu. To niesamowite, jak ten sport może zmienić wszystko. Nie wiem, kim byłabym, gdyby nie bieganie.

Chciałabym dopytać jeszcze o zmiany – bo było ich kilka w twoim życiu: przeprowadzka z dużego miasta do mniejszego, w Beskidach, zmiana pracy – rezygnując z korporacji. Zmiana ta była już kilka lat temu, ale co ci przyniosła?

Na początku było bardzo ciężko, ale cały czas widziałam przed sobą światełko. Czułam się bezpiecznie w tym, co robię. Wierzę, że jeśli człowiek sam w sobie nie ma oparcia, to oparcie innych ludzi wokół nic mu nie da. Cieszę się, że jestem taką osobą, jaką jestem, choć zmiana, którą przeszłam, była ogromna.

Jeśli ktoś myśli, że można po prostu rzucić wszystko i przeprowadzić się w góry, to nie jest takie łatwe. To zupełnie inny świat i wielkie wyzwanie. Pracowałam w korporacji, a praca ta ma swoje zalety – uczy wielu rzecz i daje stabilność finansową. Sama sporo zawdzięczam tej pracy, bez niej nie byłabym tym, kim jestem dzisiaj. Jednak to nie była moja docelowa ścieżka. Decyzja o zmianie była trudna, ale cieszę się, że ją podjęłam. Jednocześnie uważam, że gdy pojawia się w nas myśl o zmianie, nie należy działać impulsywnie. Trzeba to przemyśleć i poczekać na moment, w którym będziemy pewni, że nadszedł właściwy czas. Ważne jest również, by mieć solidne zaplecze finansowe – bez tego trudno się przebić.

Byłam dyrektorką, zarządzającą zespołem ponad 300 osób i bałam się tej zmiany. Bałam się założyć własną firmę, powtarzałam sobie, że nie dam rady, że to się nie uda. Dziś wiem, że na wszystko przychodzi czas i że nie było to takie trudne, jak się wydawało. Jestem zadowolona i szczęśliwa. Choć droga była wymagająca, to przez cały czas czułam, że idę naprzód. Życie to jak bieg ultra – to nie jest szybki sprint, ale długa podróż. Warto czasem się zatrzymać, spojrzeć wokół i złapać oddech. Nawet jeśli dojdziesz później do celu, to niczego nie umniejsza.

Biegam już od 10 lat. Mam 42 lata. Moje wyniki nie są imponujące, ale czuję się silna. Mierzę się teraz z problemami hormonalnymi po raz kolejny, a przez ten czas nigdy nie miałam poważnych kontuzji. Dbam o zdrowie i mam pełną świadomość swojego ciała, a to właśnie bieganie mnie do tego doprowadziło. Od roku trenuję z Kasią Solińską, i jestem bardzo szczęśliwa, że na nią trafiłam. Jej osoba mnie wzrusza, czuję do niej wielkie przywiązanie. Kasia nauczyła mnie czułości i wyrozumiałości wobec siebie. Dzięki niej trochę złagodniałam, czuję się lepiej i spełniam się. Wiem, że dzięki temu będę mogła biegać zdrowo i długo.

Sama również trenuję biegaczy i biegaczki. Ukończyłam odpowiednie studia i opieram się na własnym doświadczeniu biegowym. Bieganie przyniosło mi wiele dobrego, i cieszę się, że mogę dzielić się tym z innymi.

Chciałabym dopytać o problemy hormonalne, bo jeszcze wydaje mi się tematem nie tak szeroko dyskutowanym w środowisku biegowym.

Mi się bardzo pogłębiło Hashimoto. Niedawno przeszłam serię badań, i właśnie dlatego ten sezon podziwiam siebie jeszcze bardziej – nawet podwójnie czy poczwórnie. Jednak po przeprowadzce tutaj nie trafiłam na odpowiednich lekarzy, co niestety pokazują tegoroczne wyniki. To jest dla mnie największy obszar do przemyślenia i poprawy.

Nie mogę obwiniać siebie za tę sytuację. Regularnie się badałam, ale kiedy słyszysz od lekarza, że wszystko jest w porządku, naturalnie chcesz w to wierzyć. Mimo to coś budziło moje wątpliwości i jak się okazało – słusznie. Tegoroczny sezon nauczył mnie, że do takich kwestii trzeba podchodzić z dystansem. Nie chodzi o to, by negować opinie specjalistów, ale jeśli coś wydaje się niepokojące, nie można tego ignorować. Warto skonsultować się z innym lekarzem. Mam wrażenie, że wielu specjalistów nie rozumie specyfiki biegania górskiego i nie traktuje go wystarczająco poważnie. Kiedy biega się na długie dystanse, nie wyobrażam sobie, by można było to robić bez regularnej opieki zdrowotnej i podstawowych badań. To kluczowe, by mieć pełną świadomość swojego zdrowia i kondycji. Naszym zadaniem nie jest interpretowanie wyników badań na własną rękę – potrzebujemy wsparcia specjalistów, którzy rozumieją specyfikę naszych potrzeb.

Również kiedyś miałam duże problemy z hormonami. U pierwszego lekarza endokrynolożki nie mogłam dostać skierowania na badania, bo pani stwierdziła, że jeśli mam siłę biegać maratony na asfalcie, to nie mam żadnych problemów. Od drugiego lekarza dostałam informację, że powinnam przestać biegać, bo sobie kolana zniszczę i będę miała problemy z tarczycą.

Wydaje mi się, że trzeba o tym mówić głośniej i otwarcie. Dużo mówi się już o miesiączce w kontekście biegania, o tym, czym ona jest i jak sobie z nią radzić, ale nadal brakuje szerokiej dyskusji na ten temat. To pokazuje, że my, kobiety biegające długie dystanse, mamy tu realne wyzwania. Sama doświadczam tego problemu – zdarza mi się, że dostaję okres podczas biegu, i to jest po prostu dyskomfort.

To są ogromne stresy, zwłaszcza dla młodych dziewczyn, które dopiero zaczynają swoją przygodę z bieganiem na długich dystansach. Co ma zrobić młoda biegaczka, kiedy nagle w trakcie biegu pojawia się miesiączka? To może być bardzo przytłaczające. Jeśli jednak oswoimy ten temat, jeśli zaczniemy o tym rozmawiać i przełamiemy tabu, to stworzymy dla nich wsparcie i poczucie, że nie są w tym same.

Rozmowa o tych rzeczach jest kluczowa. Jeśli będziemy otwarcie mówić o takich problemach, mamy szansę na zmiany – na lepsze zrozumienie, więcej wsparcia i bardziej przemyślane podejście do treningów i zawodów. Trzeba zacząć od edukacji i wzajemnej otwartości, bo tylko wtedy możemy zbudować środowisko, które będzie przyjazne i wspierające dla biegaczek na każdym etapie ich życia i rozwoju sportowego.

Zgadzam się w pełni. Przejdę teraz do tematu twojego biegania. Dwukrotnie ukończyłaś Bieg Kreta (377 kilometrów), BUT Challenge (410 kilometrów, 22 100 metrów przewyższenia) oraz zwyciężasz w formułach Backyard Ultra (jest to forma biegu, w której biegacze mają do pokonania określony dystans, np. pętlę 6,7 kilometrów w ciągu godziny. Jeśli uda im się to zrobić szybciej, mają resztę czasu na odpoczynek, jedzenie lub regenerację, ale o pełnej godzinie muszą ponownie wystartować, by zacząć kolejne okrążenie – i tak do ostatniej osoby, która zostając ostatnia na pętli, wygrywa cały bieg). Co dają ci biegi w formule Backyard?

Backyard Ultra to specyficzna formuła biegu, która wydaje się być paradoksem: nie jest dla każdego, ale jednocześnie może być dla każdego. Uważam, że każdy powinien spróbować, choćby jednego okrążenia. Atmosfera tych zawodów jest wyjątkowa – spotyka się tam niesamowitych ludzi, zarówno organizatorów, jak i biegaczy. Cieszę się, że takie imprezy się odbywają. Paweł Żuk i Natalia Tejchma, którzy organizują te wydarzenia, zasługują na mój osobisty piedestał. Nie mogę też pominąć naszej niezastąpionej fotografki, Anetki, która z pasją uwiecznia każdy moment biegu i też nas wspiera w tej drodze.

Dla mnie ta formuła stanowi wyzwanie, ponieważ nie przepadam za bieganiem „na zawołanie”. Muszę jednak mieć coś, co jest dla mnie trudne – coś, co niekoniecznie mi odpowiada, ale co robię, bo inaczej nie byłabym zadowolona z siebie. Potrzebuję stawiać sobie takie wyzwania, robić rzeczy ciężkie i przekraczać swoje granice. Co ciekawe, nigdy nie wyszłam z tych biegów wyczerpana psychicznie i fizycznie, ale niestety często cierpi na tym mój żołądek. Po pewnej liczbie okrążeń zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Teraz zdobywam doświadczenia i planuję konsultacje z moją dietetyczką, Andreą Dylong. Wszystko, czego się nauczyłam, chcę wykorzystać jako przygotowanie do kolejnych wyzwań. Nie chcę jednak odchodzić od gór – to one są moim miejscem. Widok gór wciąż przyspiesza mi bicie serca, mimo że mieszkam w nich na co dzień. To po prostu miłość, która nigdy nie gaśnie. To właśnie daje mi największą satysfakcję.

A jak podsumujesz sezon? I jakie masz plany na kolejne biegi?

W przyszłym roku chciałabym znów wyruszyć na dłuższe przygody i powrócić do biegów organizowanych przez Michała Kołodziejczyka czy Pawła Derlatkę (zarówno letnich, jak i zimowych edycji w Mszanie Dolnej). W minionym sezonie udało mi się zrealizować jedno z moich największych marzeń – wygrać dwa najtrudniejsze biegi w Małopolsce – Gorce Ultra Trail Bieg 7 Wież (163 kilometrów) i Ultra Trail Małopolska (240 kilometrów). Dla mnie to ogromny sukces. To był czas, kiedy co trzy tygodnie pokonywałam dystanse powyżej 150 kilometrów, począwszy od Gorców, aż po inne wyzwania.

Jednym z największych osiągnięć było przebiegnięcie 400 kilometrów, a największą dumę przynosi mi ukończenie BUT Challenge, co udało mi się w zeszłym roku. To doświadczenie było absolutnie bezprecedensowe – nie przeżyłam nigdy wcześniej niczego podobnego. Czy to był bieg, po którym mogłabym spokojnie przejść na biegową emeryturę? Myślę, że tak. Tam było wszystko – czysta esencja ultra, która zmienia życie.

W BUT Challenge startowało tylko pięciu zawodników (w tym ja – jedyna kobieta), a bieg odbywał się bez żadnego wsparcia z zewnątrz. To właśnie po tym biegu zaczęłam biegać całkowicie samodzielnie, bez supportu. Kiedy dotarłam do mety, byłam w stanie skrajnego wyczerpania, jakiego wcześniej nie znałam. Sama trasa nie była znana – na każdej górze dowiadywaliśmy się, w którym kierunku biec dalej. Zostaliśmy dowiezieni do Szczyrku i stamtąd zaczęła się nasza przygoda. Poradziłam sobie ze wszystkim i to doświadczenie zmieniło wiele w moim życiu.

W takich długodystansowych biegach emocje są niezwykle intensywne. Gdy wracam do tych wspomnień, czuję ogromne wzruszenie – to coś, co noszę w sobie głęboko, coś, co definiuje mnie jako biegaczkę i jako osobę.

Wiem, że dla Ciebie góry są bardzo ważne, o czym wspominasz – piszesz też o tym pięknie w mediach społecznościowych: „To jest ten moment, w którym czuję, że mam idealne życie. Trudności w nim są jak szczyty w widzianym właśnie krajobrazie. Bez nich nie byłoby drgnięcia w sercu i uśmiechu na twarzy”. Czy właśnie góry były zawsze obecne w twoim życiu? Wiem, że było również kilka wysokogórskich szczytów (Kilimandżaro, Elbrus).

Nie założyłabym firmy, gdyby nie myśl o powrocie w wysokie góry. To, co zarabiam, przeznaczam na realizację marzenia – wejście na Aconcaguę. Złapałam „zadyszkę” na podróże, choć w pewnym momencie poczułam, że muszę na chwilę przystopować. Teraz jednak chciałabym wrócić od podróżowania. Uwielbiam to, że zdobywanie szczytów nie jest łatwe, że wymaga wysiłku i determinacji. Właśnie dlatego góry zawsze mnie przyciągają – bo stanowią wyzwanie, które chcę podejmować raz za razem.

Gdybyś miała przekazać biegaczkom, zaczynającym swoją przygodę z tym sportem (lub ogólnie, każdej biegaczce), 3 najważniejsze rady, które potem pomogą im w rozwoju, co by to było?

Po pierwsze, każdego ranka warto wstać i powiedzieć sobie: „Jesteś piękna, ważna i działasz.” To kluczowe, by mieć w sobie akceptację i zrozumienie, że czasem jest nam ciężko. Ważne jest, by mówić to sobie na głos. Dobry początek dnia potrafi zmienić cały jego przebieg.
Po drugie, istotne jest, by dostrzegać siebie nawzajem. Zbyt często umniejszamy siebie. Otwarcie się na świat i innych jest krokiem, który wzbogaca naszą osobowość i pozwala nam lepiej zrozumieć samych siebie.
Po trzecie, każda kobieta ma swoją własną drogę. Nie musimy być matkami ani biegaczkami, aby czuć się wartościowe. Najważniejsze jest to, by być sobą i czuć się w tym autentycznie. Zamiast skupiać się na brakach, powinnyśmy koncentrować się na tym, co mamy i co nas definiuje. Myślenie w kategoriach braków nie ma sensu – prawdziwa siła tkwi w pełnej akceptacji i docenianiu siebie.

 

Dominika Cieślak – była pierwszą kobietą, która ukończyła Bieg Kreta Hardcore, jako jedyna kobieta uczestniczyła w BUT Challenge, gdzie nie była znana wcześniej trasa i wygrywa w formułach biegów Backyard.

 

Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia: archiwum prywatne Dominiki Cieślak