Jako pierwsza kobieta na świecie zjechała na nartach z Broad Peaku bez użycia dodatkowego tlenu z butli i pomocy Szerpów, oraz z Manaslu (jako pierwsza kobieta na świecie, też bez użycia dodatkowego tlenu z butli). Od dziecka jest związana z górami i nartami. O roli pasji, wspinaczce w górach wysokich, architekturze w rozmowie z Anią Tybor.


 

Zacznijmy od samego początku. Jak zaczęła się twoja przygoda z nartami? Jak dobrze pamiętam, jesteś z Zakopanego, czyli góry były w twoim życiu od dziecka.

Moja przygoda z nartami rozpoczęła się już w dzieciństwie. Mój tata był instruktorem narciarstwa, przewodnikiem wysokogórskim IVBV i ratownikiem TOPR. Praktycznie od momentu, kiedy zaczęłam chodzić, rodzice postawili mnie na narty. Do końca nie pamiętam, jak się nauczyłam jeździć, bo byłam wtedy bardzo małą dziewczynką. W wieku trzech lat zjeżdżałam już z Kasprowego i Nosala. Później rodzice zapisali mnie do klubu, gdzie trenowałam narciarstwo alpejskie i zaczęłam startować w zawodach. W gimnazjum zaczęłam interesować się skialpinizmem, czyli narciarstwem wysokogórskim. Mój tata również był zawodnikiem skialpinizmu, więc wiedziałam, co do za dyscyplina i o co w tym chodzi. Później też startowałam w skimo, a od 2010 roku jestem częścią polskiej kadry. Dzięki rodzicom, którzy zabierali nas w góry (mnie i brata), to aktywności, jak wspinaczka czy chodzenie po górach, stały się największą pasją, a narty nieodłączną częścią mojego życia – oprócz tego, że trenuję narciarstwo wysokogórskie, jestem himalaistką i wspinam się na najwyższe góry, również na nartach.

Ta pasja z miłości do gór i nart sprowadziła cię do różnych miejsc – bo mieszkałaś we Włoszech, a teraz, jak się nie mylę, we Francji.

Na początku mieszkałam w Livigno we Włoszech, przez osiem lat – w tym czasie pracowałam jako architektka w Livigno i w Szwajcarii. Trzy lata temu przeprowadziłam się do Francji, do Chamonix, które jest prawdziwą mekką dla wspinaczy, narciarzy ekstremalnych, freeriderów i pasjonatów sportów górskich. To też idealne miejsce do trenowania i przygotowania, również pod wyjazdy w góry wysokie.

Właśnie, z zawodu jesteś architektką. Czy pracujesz dalej w zawodzie, bo wcześniej łączyłaś pracę ze skialpinizmem i organizowaniem wypraw w Himalaje?

Problem polega na tym, że jestem osobą, która robi zbyt wiele rzeczy na raz, co na pewno jest trudne do pogodzenia. Niestety, muszę znaleźć sposób, by utrzymać się finansowo, aby móc trenować w narciarstwie wysokogórskim, opłacić fizjoterapeutę i trenera. W tym roku pracowałam aż do wyprawy, a potem spędziłam trzy miesiące w Himalajach. Po powrocie z Himalajów w biurze poinformowano mnie, że nie mogę kontynuować pracy, po tym, jak przedstawiłam im kalendarz zawodów w nadchodzącym sezonie zimowym i wyjazdów związanych z treningami do skialpinizmu.

Gdybyś mogła opowiedzieć o swoich wyprawach w góry wysokie. Masz ich na koncie wiele. 

Mam na swoim koncie dwa ośmiotysięczniki, na które udało mi się wejść bez dodatkowego tlenu, a później zjechać ze szczytu na nartach. Manaslu (8163 m n.p.m.) oraz Broad Peak (8051 m n.p.m.). Były to jedne z piękniejszych chwil w moim życiu. Udało mi się zrealizować swoje marzenia. Wiadomo, droga do tych marzeń była bardzo ciężka, bo każdy później widzi tylko sukces, a zapomina o tym, ile to ciężkiej pracy wymagało, aby to osiągnąć. Za każdym razem najtrudniejsze dla mnie jest znalezienie sponsorów na taką wyprawę oraz teamu – kosztuje mnie to wiele energii. Później podczas samej wspinaczki i zjazdu jest już łatwiej, bo to jest to, co robię na co dzień i co trenuję. Oczywiście dopiero zbieram doświadczenie w górach wysokich, więc podczas każdej wyprawy zdarzają się różne ciężkie sytuacje. Na przykład na Broad Peaku, podczas drugiego wyjścia na aklimatyzację, doszliśmy do obozu drugiego i plan był, by przenieść wcześniej wyniesione rzeczy z dwójki do trójki i tam spędzić nocleg. Niestety, jak dotarliśmy do obozu drugiego okazało się, że wiatr zwiał nam cały namiot i wszystkie rzeczy, które w nim były (śpiwory, materace, maszynka do gotowania, gazy, jedzenie oraz kombinezon, którego używamy podczas ataku szczytowego). Więc nie zawsze jest kolorowo, ale tak to już w górach bywa i ważne jest, żeby nigdy się nie poddawać i pomimo trudnych sytuacji dalej wierzyć w osiągniecie celu i przeć do przodu.

A te dwie ostatnie wyprawy z 2024 roku?

Jeśli chodzi o ubiegłoroczne wyprawy, gdzie planowałam zdobyć dwa ośmiotysięczniki – Dhaulagiri oraz Nanga Parbat – to nie zakończyły się sukcesem. Na pewno były ciężkie dla mnie pod względem mentalnym. Fizycznie nie byłam tak zmęczona, jak po ostatnich. Cała wyprawa trwała trzy miesiące. Byliśmy najpierw w Nepalu, właśnie na Dhaulagiri, gdzie doszliśmy tylko do obozu drugiego, zresztą jak wszyscy. Szerpowie chcieli wejść do trzeciego obozu, ale się nie udało, ze względu na ciężkie warunki. Codziennie sypał śnieg, nawet w bazie, a w wyższych partiach było spore zagrożenie lawinowe. Wszyscy wtedy zdecydowali się zawrócić – my również podjęliśmy taką decyzję.

Potem polecieliśmy do Pakistanu i tam też się nie udało zdobyć Nanga Parbat – czekaliśmy prawie miesiąc w bazie na okno pogodowe. Podczas aklimatyzacji doszliśmy do obozu trzeciego na wysokość 7000 m n.p.m. Tutaj chciałabym dodać, że nie tylko zdobywam góry bez dodatkowej butli z tlenem, ale też bez pomocy Szerpów – to też jest dużą różnicą. Koleżanki, które wcześniej poznałam w bazie, wchodziły z Szerpami, miały wszystko przygotowane: rozstawiony namiot i podane ciepłe jedzenie. My, jak przyszliśmy do obozu drugiego, musieliśmy wykopać platformę, przymocować namiot i potem ugotować jedzenie. Na takiej wysokości zajmuje to bardzo dużo czasu i pochłania dużo energii. Podczas ataku szczytowego, w tym czasie, jak my kopaliśmy wcześniej zostawiony podczas aklimatyzacji nasz depozyt w trzecim obozie, to Szerpowie z klientami wchodzili już na szczyt. My będąc w „trójce”, zjedliśmy oraz przygotowaliśmy się do ataku szczytowego, była godzina 19:00. Wtedy ruszyliśmy na atak szczytowy. Jednak okazało się, że było już trochę za późno. Rano pogoda się bardzo pogorszyła – zaczął padać śnieg i przyszła spora mgła. O godzinie 10:00 rano, po całej nocy wspinaczki, 70 metrów pod szczytem podjęliśmy decyzję, że zawracamy. To była bardzo trudna decyzja, ale słuszna, bo wielu osobom nie udało się z tej góry już nigdy wrócić.

Jak duża jest różnica z butlą i bez?

Tlen obniżą wysokość o około 1000 metrów. Ci, co wchodzą na ośmiotysięcznik, tak naprawdę wchodzą jakby na siedmiotysięcznik. Nam jest nieco trudniej – idzie się wolniej, ciężej się oddycha i też mamy większe ryzyko odmrożeń. Jak nie dostarczamy tlenu, to krew tak szybko nie krąży. Różnica nie jest tylko w tlenie, ale tak, jak wspomniałam również, jak wchodzi się przy pomocy Szerpów.  To zupełnie inny świat, inny sport, inna góra.

A jak warunki i dlaczego wybrałaś narty na zjazdy?

Zależy mi, aby być, jak najszybciej na szczycie i zjechać na nartach, bo to jest to, co kocham najbardziej. Wiadomo, każdy szczyt jest inny. Nie ma łatwych ośmiotysięczników, ale też dużo zależy od warunków pogodowych. Mój organizm ogólnie bardzo dobrze reaguje na taką wysokość, byłam na tych niższych ośmiotysięcznikach. Nie wiem, jak mój organizm zachowa się na tych wyższych, ale uczę się i robię to stopniowo. Obserwuję, jak reaguję na wysokość, czy potrzebuję więcej aklimatyzacji, czy też nie. Mam też to szczęście, że w miarę dobrze śpię na wysokościach – najwyżej spałam na 7400 m n.p.m. i spałam normalnie.

Wolę zdobywać góry na nartach – jedne ośmiotysięczniki są łatwiejsze pod względem zjazdu, jak Manaslu. Nanga Parbat i Broad Peak to ciężkie góry pod względem technicznym. Tak, jak wspomniałam, na dole jesteśmy szybciej, a na nogach zajmuje zdecydowanie dłużej zejście. Zresztą narty to moje całe życie, nie wyobrażam sobie zdobywania gór i nie zjechania z nich. Z drugiej strony to jest mocno niebezpieczne, bo jedziemy po takich miejscach, gdzie ludzie jednak nie przeszli. Mamy więc większe ryzyko wpadnięcia do szczeliny czy wypadku.

Wracając do treningów, jak planujesz przygotowania?

Latem moim głównym treningiem jest bieganie i jazda na rowerze. W okolicach Chamonix jest mnóstwo tras biegowych. Jestem urodzoną narciarką, więc gdy tylko mam okazję, wchodzę na nogach czy wbiegam, a potem zjeżdżam na nartach. Lubię też oczywiście biegać. Na Mont Blanc wbiegam kilka razy do roku, głównie w ramach przygotowań do wypraw w Himalaje, gdzie potrzebuję treningu na dużej wysokości. Mam jednak problemy z kolanem, przez co trudno mi zbiegać. Dlatego często wybieram starty w verticalach. Chętnie wzięłabym udział w UTMB, bo to prawie jak w domu – start w samym centrum Chamonix, ale niestety moje trudności ze zbiegami uniemożliwiają mi to.

A jakie masz plany na 2025 rok?  Czy planujesz kolejne wyprawy?

Tak jak wspomniałam lipcu 2024 roku wróciłam z wyprawy na Dhaulagiri i Nanga Parbat. Zjechałam z wysokości 8 000 m n.p.m. (70 metrów od szczytu). Była to trzymiesięczna wyprawa, po której mój organizm powinien się regenerować kilka miesięcy. Mimo to, już miesiąc później trenowałam mocno pod sezon zimowy, pod skialpinizm. Porównując się z innymi zawodniczkami wiem, że jestem jeszcze w tyle. Na ten rok nie chciałabym planować żadnych wypraw, ale na pewno wrócę w góry wysokie. Moim największym marzeniem jest zjazd z K2, ale to jeszcze nie wiem, kiedy.

Czyli w pełni skupisz się na przygotowaniu pod Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 2026 roku?

Tak, będę przygotowywać się do kwalifikacji do Igrzysk – wszystko może się zdarzyć

Gdybyś miała przekazać trzy najważniejsze rady dziewczynom, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze skialpinizmem, co by to było? Jakie wskazówki pomogłyby im w dalszym rozwoju?

Po pierwsze, bezpieczeństwo. Na początku warto zapisać się na kursy lawinowe. Takie kursy pomagają również zrozumieć, jak reagować w przypadku zagrożenia lawinowego i jak unikać niebezpiecznych sytuacji. Trzeba znać podstawowe zasady, takie jak ABC lawinowe, umieć posługiwać się detektorem lawinowym, sondą i łopatką oraz wiedzieć, jak wykorzystać te narzędzia w razie potrzeby. Po drugie, trzeba znaleźć w tym wszystkim przyjemność. Znam wielu skialpinistów, którzy traktują to tylko jako trening, ale dla mnie skialpinizm to całe moje życie. Warto robić to, co się kocha. Po trzecie, należy dbać o regenerację, bo początkujący często przeciążają organizm. Trening powinien być rozsądny, aby nie stracić przyjemności z uprawiania sportu. A nam sam koniec warto podkreślić, że każdy sport jest najlepszym lekarstwem. Sama, kiedy jestem zła, smutna czy szczęśliwa, idę pobiegać – po 40 minutach czuję się o od razu o wiele lepiej.

 

Anna Tybor – narciarka wysokogórska, himalaistka, reprezentantka kadry narodowej skialpinizmu, pięciokrotna mistrzyni Polski w skialpinizmie. Pierwsza kobieta na świecie, która zdobyła ośmiotysięcznik Manaslu bez użycia tlenu z butli (29 września 2021 r.) i zjechała ze szczytu na nartach. Pierwsza kobieta, na świecie która zdobyła Broad Peak w 2023 r. i zjechała na nartach ze szczytu bez użycia tlenu z butli.

 

Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia: Jan Korlatowicz