Historie początków biegania są zawsze najciekawsze — w przypadku tej biegaczki również. O motywacji do sportu, doświadczeniach startów oraz łączeniu pracy i treningów, w rozmowie z Ulą Paprocką.


 

Jak zaczęła się twoja przygoda z bieganiem? Czy od samego początku były to biegi górskie?

Moja przygoda z bieganiem rozpoczęła się od biegów ulicznych pod koniec 2015 roku. Wtedy dołączyłam do grupy biegowej Nowa Huta Team, gdzie poznałam prawdziwych pasjonatów tego sportu. Szybko wkręciłam się w biegową społeczność, a jednocześnie sama zaczęłam intensywniej trenować. Z czasem coraz bardziej zwiększałam liczbę treningów, aż w pewnym momencie nawet przesadziłam. Bieganie sprawiało mi ogromną przyjemność i dawało radość. W tym okresie rozpoczęłam również pracę w szpitalu na oddziale i było to dość stresujące. Bieganie pomagało mi zapomnieć o tym stresie. To właśnie stanowiło dla mnie główną motywację. Uwielbiałam też uczucie, gdy biegałam coraz szybciej i dłużej. Z perspektywy czasu wiem jednak, że w świat biegania weszłam trochę chaotycznie, bez większej wiedzy na temat treningu.

Na początku moje wyniki nie były spektakularne. Startowałam w wielu zawodach na dystansach półmaratonu i maratonu, ale bez większych sukcesów. Pamiętam, że biegałam wtedy w starych, zupełnie nieprzystosowanych do biegania butach, przez co czasami bolały mnie nogi.

Góry pojawiły się w moim życiu trochę później. Kiedy znajomi biegacze wybierali się na Bieg Rzeźnika, postanowiłam do nich dołączyć. Byłam zafascynowana tym, że potrafili pokonywać tak wymagające dystanse, co bardzo mnie motywowało do dalszego biegania. W tamtym czasie moje wyprawy w góry ograniczały się głównie do pieszych wycieczek. Prawdziwa przygoda z bieganiem w górach zaczęła się dzięki znajomości z Danielem (przyp. red. Daniel Żuchowski, partner Uli), który również biegał w drużynie Nowa Huta Team. Nasze wspólne treningi przerodziły się z czasem w bliższą znajomość, co dodatkowo umocniło naszą wspólną pasję do górskich biegów.

Zawsze początki biegania są ciekawe, u ciebie również.

Nigdy nie zniechęciłam się do biegania. Nie przypominam sobie nawet momentu zwątpienia. Sam wysiłek i zmęczenie zawsze sprawiały mi przyjemność — czułam się z tym dobrze. To była dla mnie swego rodzaju adrenalina, podobna do tej, którą odczuwałam w pracy, ale zupełnie innego rodzaju.

A jak łączysz bieganie z pracą zawodową?

Jestem pielęgniarką i pracuję na oddziale chirurgicznym w szpitalu. Moje treningi często zależą od grafiku dyżurów, bo każdy z nich może wyglądać inaczej i wpływa na mój poziom energii przed bieganiem. Po całym dniu lub nocy w pracy jestem bardziej zmęczona, dlatego w takich momentach unikam intensywnych jednostek treningowych — wiem, że to nie miałoby to sensu i mogłoby przynieść więcej szkody niż pożytku.

Daniel, który jest również moim trenerem, zawsze pyta, jak się czuję, i na tej podstawie dopasowujemy treningi. Dzięki temu mam świadomość, jak ważna jest regeneracja. Wcześniej moje podejście do biegania było trochę chaotyczne, bardziej realizowane metodą prób i błędów. Zdarzało mi się iść na trening od razu po nocnym dyżurze albo na czczo, co nie zawsze przynosiło dobre efekty. Teraz podchodzę do tego znacznie bardziej świadomie i dostosowuję plan do swoich możliwości.

Jak trenujesz? Mieszkając w Krakowie, gdzie najczęściej trenujesz?

Większość treningów realizuję w mieście, choć staram się unikać biegania po asfalcie, ile tylko się da. Trenuję także na stadionie, ponieważ treningi szybkościowe są dla mnie bardzo ważne. Moim ulubionym miejscem do biegania w Krakowie jest Lasek Wolski, szczególnie w weekendy. Z Danielem odkryliśmy również Lasek Krzyszkowicki niedaleko Wieliczki — świetne miejsce z pagórkami, idealne do biegania trailowego i poczucia górskich warunków. Oprócz biegania pracuję także nad stabilizacją, szczególnie po drobnych kontuzjach. Fizjoterapeuta zwrócił mi uwagę, że muszę nad tym popracować, co też zdecydowanie pomaga mi w bieganiu po górzystym terenie.

Który ostatni start wspominasz najlepiej?

W tym roku najważniejszym startem były dla mnie Mistrzostwa Europy w Annecy — to właśnie tam odniosłam swój największy sukces. Pamiętam, że tego dnia czułam się wyjątkowo dobrze, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Miałam taki luz w sobie. W każdych zawodach, w których osiągnęłam zaskakująco dobry wynik, nie zawsze czułam się przed startem pewnie. Zdarza się, że tuż przed biegiem nie mam „dnia konia” i czuję się kiepsko, co trochę mnie zastanawia. Mój chłopak żartuje, że im gorzej się czuję dzień przed startem, tym lepiej mi później idzie. Często bywam zestresowana przed zawodami, ale być może to napięcie sprawia, że mobilizuję się do osiągnięcia dobrego wyniku.

Zdarzały mi się również mniej udane biegi. Z doświadczenia wiem już, że to nic strasznego, gdy coś pójdzie nie tak, na przykład, kiedy pogubię się na trasie — a zdarzyło mi się to już kilka razy. Najbardziej przeżyłam to podczas Mistrzostw Polski na Chudym Wawrzyńcu, choć do końca nie wiem, co wtedy poszło nie tak. Myślę, że przed biegiem nie skoncentrowałam się dostatecznie i myślałam o czymś zupełnie innym, co wpłynęło na mój wynik.

Ale to nie była przegrana. Jak dobrze pamiętam, zajęłaś miejsce w czołówce kobiet.

Po tym biegu byłam załamana. To był pierwszy raz, kiedy naprawdę doświadczyłam, czym jest prawdziwe ultra, które boli. W trakcie biegu cierpiałam i miałam wrażenie, że może być jeszcze gorzej. Ale mimo tych trudności szybko doszłam do siebie, bo ostatecznie zajęłam 4. miejsce. Zrozumiałam też, że to tylko jeden start i każda porażka uczy pokory. Nie każdy bieg musi być idealny. Dystanse ultra nie są jeszcze moim głównym celem, ale nauczyły mnie, jak ważne jest szanowanie każdego biegu i odnalezienie właśnie tej pokory w trudnych momentach.

Jakie są twoje dalsze plany, już pewnie na kolejny sezon 2025? Czy może planujesz jeszcze starty w najbliższym czasie?

Planuję jeszcze w 2024 roku wystartować w Łemkowyna Ultra Trail — Daniel namówił mnie na dystans 70 kilometrów. Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, ale logistycznie nam to pasowało (śmiech), ponieważ Daniel również bierze udział w tych zawodach. W 2025 roku moim największym celem będzie zakwalifikowanie się na Mistrzostwa Świata, które są zaplanowane w Pirenejach. To dla mnie ogromne wyzwanie, ale również wielka motywacja. Zobaczymy, jak to się potoczy, bo na razie nie wiadomo, gdzie odbędą się kwalifikacje. Może ponownie będzie to Wielka Prehyba podczas Pieniny Ultra Trail, ale na ostateczne informacje trzeba jeszcze poczekać.

Gdybyś miała przekazać biegaczkom górskim, zaczynającym swoją przygodę z tym sportem, 3 najważniejsze rady, które potem pomogą im w rozwoju, co by to było?

Przede wszystkim warto biegać po różnorodnym, naturalnym terenie i w każdej pogodzie — oczywiście z wyjątkiem burzy. Taka wszechstronność pomaga lepiej przygotować się na różne warunki podczas zawodów. Ważne są również treningi szybkościowe i interwałowe, które nie tylko budują kondycję, ale też wzmacniają psychikę. Często wplatam takie jednostki w swój plan treningowy. Co mogę polecić jako element w treningu – to staram się biegać podbiegi i zbiegi na podobnym tętnie, utrzymując stały rytm. Kluczowe jest, by nie bać się przyspieszać na zbiegach. Często biegacze traktują zbiegi jako okazję do odpoczynku, ale ja staram się wtedy utrzymywać tempo. Myślę, że dzięki temu zbiegi wychodzą mi tak dobrze.

 Ula Paprocka – biegaczka górska, ambasadorka marki Salomon, z zawodu pielęgniarka.

 

Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia: Golden Goat Production