Biegi górskie, triathlon i balet. Z pewnej perspektywy są to różne światy – balet jako piękna sztuka i wrażliwość, a biegi górskie i triathlon pewna forma rywalizacji i walka. O tym, ile mają ze sobą wspólnego, zapytałyśmy Martynę Młynarczyk, Mistrzynię Polski w biegach górskich i triathlonistkę ze sporymi sukcesami.



Biegi górskie, triathlon i balet – tutaj wymieniam w kolejności przypadkowej. Z pozoru różne światy. Jednak to pierwszy był taniec.

Romantyzm w bieganiu też jest. Wielu sportowców wywodzi się z różnych dziedzin – moją ścieżką był akuratnie taniec.  Od 6. roku życia taniec towarzyszył mi przez długie lata. Nie wyobrażałam sobie nie pójść na trening, czy zajęcia taneczne albo nie pojechać na obóz taneczny.  Zdecydowałam się też na studia taneczno-choreograficzne. Jednak co jest zabawne, pierwsze moje podejście na studia miałam na AWF-ie. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że mogę studiować taniec. Po zakończeniu etapu nauki i studiów, zaczęłam pracować w teatrze w Krakowie. Wszystko miało sens z tańcem, do momentu, kiedy trzeba było się z tego utrzymać. To było dosyć problematyczne. Dopadła mnie trochę taka szara rzeczywistość – mimo że uczyłam tańca, to musiałam jeszcze zacząć pracować w butiku. Pasja do samego tańca musiała zejść nieco na dalszy plan. Zaczęłam szukać sposobów na złapanie balansu, aby się odstresować. Wtedy pojawiło się bieganie.

Na początku bieganie było oddechem od takiej codzienności.  Później środowisko biegaczy szybko mnie wciągnęło i przepadłam. Na dodatek okazało się, że jestem całkiem dobra w tym bieganiu. Dodam, że wcześniej nie miałam żadnej przeszłości biegowej – w szkole czasami jeździłam na zawody szkolne. Byłam wtedy dobra w bieganiu, ale nie lubiłam tego robić, jako dziecko. W moim przypadku była to standardowa historia, czyli bycia wypychaną na zawody.

Bieganie stopniowo coraz bardziej zajmowało większy obszar w moim życiu. A teraz już jest w większości. Nadal jestem blisko tańca, ponieważ prowadzę zajęcia – uczę dzieci baletu. Praca z dziećmi daje mi oddech od mojej codzienności biegowej. Czasami pojawia się myśl, że jest mi tęskno za tańcem. To jest już dla mnie etap w życiu, który się zakończył. Ciężko mi powiedzieć, czy kiedyś do tego wrócę. Jednak mając na uwadze moją sytuację, jeszcze 10 lat temu, to też nie uwierzyłabym, że będę profesjonalnym sportowcem. Dla mnie wtedy sport był poza moją wrażliwość. Była za to sztuka i balet. Obecnie myślę, że to teraz żyję w zgodzie ze sobą.  Mam taki balans między bieganiem a tańcem. Jestem szczęśliwa, że mogę to łączyć.

Przy okazji Twoich pierwszych wywiadów mówiłaś, że to balet jest pracą, a bieganie jest pasją. Kolejność się zmieniła.

Proporcje zaczęły się odwracać. Dodatkowo zaczęłam pracować jako trener biegania i rozpoczęłam studia na kierunku fizjoterapii. Zmiana przychodziła naturalnie. Ciężko mi jest wyobrazić sobie, że to mogłoby się zmienić. Biegi górskie i pasja do sportu w całości mnie pochłonęły. Daje mi to bardzo dużo radości i satysfakcji na co dzień. To jest piękne w życiu, że cały czas nam się chce i jesteśmy otwarci na nowe rzeczy.

Zmiany bywają trudne. Nasze nastawienie pewnie odgrywa znaczącą rolę. Tak jak mówiłaś, że u Ciebie zmiana przyszła dosyć naturalnie.

Tak naturalnie. Pamiętam moment, kiedy było mi ciężko siebie zdefiniować – czy jeszcze jestem w świecie tańca, czy dalej mam się rozwijać w tym kierunku jako tancerz i choreograf w teatrze. Z drugiej strony było bieganie. Byłam pośrodku z decyzją, jaki kierunek wybrać. Jednak to bieganie zafascynowało mnie. Na pewno pomagały w tym nowe znajomości biegowe, kolejne pomysły i starty.

Jesteś mistrzynią Polski na dystansie Ironman, zwyciężyłaś ostatnio w Mistrzostwach Polski w biegu górskim na długim dystansie podczas Pieniny Ultra Trail, po raz czwarty.  Wydaje się, jakbyś biegała od dziecka. A kiedy tak naprawdę zaczęła się Twoja przygoda biegowa?

Biegam już 10 lat. Jak wspominałam, szukałam sposobu na odstresowanie się, kiedy miałam pierwsze wątpliwości i trudności związane z pracą jako tancerz. Później standardowo przepadłam. Zapisałam się na pierwszy półmaraton, następnie maraton. Po 8 miesiącach mojego biegania, trafiłam w góry – na początku w Krakowie na cykl biegów górskich, a potem na Mistrzostwa Polski w Szczawnicy – i tam zajęłam 3 miejsce. To było spore zaskoczenie. Oczywiście bardzo mocno mnie to napędziło. A do samego triathlonu trafiłam, z powodu szukania sposobu na wyjście z moich kontuzji i obciążeń. Pomocne miały tu być jednostki treningowe, czyli między innymi jazda na rowerze. Wyprowadziło mnie to na prostą.

A jak zmieniał się Twój trening na przestrzeni lat?

Każdy, kto zaczynał przygodę z bieganiem, wie, że te jednostki treningowe się zmieniają. Stajemy się coraz lepsi i świadomi. Niektóre elementy w treningu mogą już nie działać, a niektórych mogło być za dużo. Przez wiele lat miałam problem z Achillesami, co przeważnie eliminowało mnie z rywalizacji i kończyłam wcześnie sezon. Ma to spory związek z moją przeszłością taneczną – moje ścięgna były mocno przeciążone. Musiałam ciągle uważać na różne jednostki treningowe. Przez te 10 lat przeszłam wiele szkół biegowych – z każdej wyciągnęłam jak najwięcej. Jestem za to bardzo wdzięczna. Moim obecnym trenerem jest Jacek Tyczyński, docelowo trener triathlonu, ale również stopniowo wchodzi w tematykę biegów górskich. Obecnie z Jackiem współpracujemy już prawie dwa lata. Na pewno sztuką jest pokierować tak, by biegać w zdrowiu.

Jestem też ciekawa, z perspektywy mojego krótkiego amatorskiego doświadczenia z tańcem – jak oraz co treningi taneczne i sam taniec wniosły do Twojego biegania?

Taniec dał mi wytrzymałość, sprawność, mobilność i świadomość ciała. Wchodząc w świat sportu ta mobilność mogła trochę przeszkadzać – jeśli chodzi o kontuzje, bo ciało jest trochę mniej skupione. Z drugiej strony zyskałam między innymi umiejętność szybkiego przemieszczania się w terenie. Czucie głębokie, które wypracowałam sobie latami – dużo łatwiej było mi to przełożyć na teren. Z perspektywy czasu  uważam, że mam większy talent do sportu niż do tańca. Wyszły tutaj moje predyspozycje do sportów wytrzymałościowych.

Bieganie doprowadziło Ciebie również do bycia trenerem biegania.

Już od 3 lat pracuje z podopiecznymi, którzy najczęściej trenują pod biegi górskie.  Z dorosłymi pracuje się zupełnie inaczej – ich świadomość jako zawodników oraz celów biegowych jest kluczowa. Na co dzień mam sporo radości z tej współpracy. Cały czas też się w tym rozwijam.

Brak motywacji, kryzysy biegowe. Czy kiedyś przechodziłaś takie etapy w bieganiu?

Ciężko mi odpowiedzieć, bo ja akuratnie problemów z motywacją nie mam. Muszę się czasami zmotywować do ciężkiego treningu, którego naprawdę nie chcę zrobić. Wtedy przypominam sobie cel i po co to robię, tu i teraz.  Z perspektywy trenerskiej uważam, że jeśli ktoś nie ma motywacji wewnętrznej do czegoś, to ciężko mówić, tak bardziej z zewnątrz: musisz iść na trening, musisz się porollować i zadbać o higienę snu. Jeśli biegaczowi brakuje motywacji, to rozmawiam z nim: wymyśl sobie cel, na przykład start, do którego będziesz dążyć. Wyznaczmy razem kierunek – chcesz przyśpieszyć np. na 5 km, to trzeba zrobić to i to, by to się stało. Tutaj ważna jest naprawdę taka wewnętrzna radość i motywacja. Myślę, że często powodem wypalenia sportowców jest to, że narzucają za dużo presji i za szybko chcą osiągnąć cel, co też ich demotywuje. Ta motywacja musi być z nas samych. Jeśli startujemy jako amatorzy, to często mamy również inne obowiązki, jak rodzina i praca. Nie oszukujmy się, żeby iść na trening wieczorem po ciężkim dniu lub rano o wczesnej porze – to trzeba mieć naprawdę dużo motywacji.

A jakie są Twoje dalsze plany i starty na ten sezon biegowy? Oczywiście trzymamy kciuki za każdy start!

Moim głównym celem w tym roku jest start w CCC, czyli dystans 100 kilometrów. Nie mam jeszcze kwalifikacji, ale będę walczyła o to 8 czerwca podczas Tenerife Bluetrail UTMB. Na główny dystans, czyli 170 km, nie jestem jeszcze gotowa. Natomiast jest moim marzeniem od dłuższego czasu.

Jesteś na pewno inspiracją dla wielu biegaczek i biegaczy. A kto Ciebie inspiruje?

Jeśli chodzi o polskie środowisko biegowe to na pewno Ania Celińska. Ania jest bardzo długo w sporcie i przez te wszystkie lata utrzymuje tak wysoki poziom. Co dla mnie, też dla zawodniczki, która nie należy do najmłodszych – jest przykładem, że ten sport będę mogła uprawiać długo.

Podczas mojego pierwszego Ironmana w Meksyku, byłam bardzo poruszona, kiedy spotkałam pewną Słowaczkę, która wtedy startowała w kategorii 75+. Wzruszyłam się podczas ceremonii, jak odbierała swoją nagrodę za pierwsze miejsce. Pomyślałam, że też będę taką zawodniczką, która chce być długo w sporcie i być w zdrowiu. Zdaje sobie sprawę, że w pewnym momencie nie osiągnę wyników, jakie mam teraz, ale chce, by bieganie towarzyszyło mi, jak najdłużej.

 

Martyna Młynarczyk – Mistrzyni Polski w biegach górskich, która przeszła drogę od tanecznych parkietów do górskich szczytów. Teraz, dzięki tanecznej koordynacji i lekkości kroku, szybko i zwinnie pokonuje trudne górskie szlaki.

Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia główna: Tomasz Klimczyk