Trudno uwierzyć, że biega od 7 lat w górach. Staż biegowy nie przeszkodził jej jednak osiągnąć rewelacyjnych wyników i sięgnąć nie raz po wygraną. Rozważna czy spontaniczna?  Lubi mieć wszystko poukładane i zaplanowane, czy czasem ma ochotę coś poprzestawiać w planie treningowym i startowym? O tym w rozmowie z Kasią Wilk.


 

Debiutując na dystansie ultra od razu wywalczyłaś zwycięstwo podczas Europejskiego Festiwalu Biegowego w Krynicy na dystansie 100 kilometrów. Potem byłaś najlepszą Polką podczas Mistrzostw Świata w Biegach Górskich i Trailu w Tajlandii. Ostatnio podium na Mistrzostwach Polski w Szczawnicy. A co było przed tymi sukcesami?  Zacznijmy od biegowych początków.

Zaczęłam biegać dokładnie 7 lat temu. Szukałam sposobu na to, jak wzmocnić się po operacji całkowicie zerwanego Achillesa. Jednak na początku mojej kontuzji byłam na zwolnieniu lekarskim, a po samej operacji wchodził w grę tylko rower. Dlatego w tym okresie więcej jeździłam na rowerze. Nawet nie wiedziałam, że ta jazda wpłynęła tak mocno na moją kondycję. Czego potwierdzeniem była wycieczka rowerowa z przewodnikiem, podczas mojego krótkiego urlopu w Grecji. W ekipie wyprzedziłam wytrenowanych i starszych Austriaków na sportowej emeryturze. Trochę nieświadomie zrobiłam swoją formę na rowerze. Jednak cały czas brakowało mi biegania, dla zachowania kondycji.

Początkiem 2017 roku zaczęłam powoli truchtać. Specjalnie to sprawdziłam na Instagramie – dokładnie 20 maja 20217 roku zaczęła się moja przygoda z leśnym bieganiem. Pierwszy mój start w biegu górskim był w listopadzie 2017 roku podczas Gorlickiego Biegu Górskiego. Tam rywalizowałam z nieznaną mi wtedy Ewą Majer. Zajęłam drugie miejsce. Po biegu spotkałam Basię Prymakowską, moją nauczycielkę od WF-u. Następnego dnia Basia poszła do pracy mojej mamy, poprosić o kontakt do mnie. Zadzwoniła do mnie, mówiąc, że osiągnęłam bardzo dobry wynik, jak na pierwszy start w terenie. Niewiele mi brakowało do pierwszego miejsca, które ostatecznie przecież zajęła mistrzyni Polski na ultra dystansie. Według Basi byłam nieoszlifowanym diamentem. Zaczęła mnie namawiać na starty – w tym na Lavaredo Ultra Trail (LUT), który ostatecznie pobiegłam na dystansie 20 kilometrów w czerwcu 2018 roku. Zajęłam wtedy 6 miejsce. Bieg był dla mnie totalnie nieudany. Wcześniej miałam infekcję żołądkową i nie chciałam jechać. Pojechałam ze względu na Basię. Rok później wróciłam na tę trasę, 20 kilometrów, i zajęłam 2 miejsce. Następnego dnia też pobiegłam LUT na dystansie 50 kilometrów, który ukończyłam na 11 miejscu. Organizatorzy śmiali się, że jeszcze został mi dystans 120 kilometrów i mogę w nim pobiec już za darmo. Włosi mnie pytali, czy to rzeczywiście byłam ja, ta, która pobiegła dwa biegi z rzędu.

A co do Dolomitów, to pamiętam swój pierwszy raz w tych górach. Czy nie bałaś się tam, biegając z mniejszym stażem górskim, np. sporej ekspozycji?

Pod tym względem to było straszne przeżycie. Wcześniej nie byłam w górach wysokich. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Wróciłam z tej trasy i powiedziałam Basi, że ci organizatorzy są niepoważni i nieodpowiedzialni. Prawie bym się tam poślizgnęła i spadła, jak zobaczyłam właśnie mocną ekspozycję.

Czyli wcześniej nie byłaś w górach wysokich.

Tak naprawdę to Basia pierwszy raz zabrała mnie w Tatry w sierpniu 2019 roku, czyli w nasze wysokie góry. Wbiegłyśmy wtedy na Kasprowy Wierch – myślę, że to był mój najszybszy bieg na Kasprowy. Pogoda wtedy była dramatyczna – zaczął padać deszcz i śnieg. Na dół wróciłyśmy kolejką.

Wracając jeszcze do moich początków biegowych, to oprócz Basi, zawsze towarzyszył mi mój przyjaciel Kris (Krzysztof Lachor), biegacz długodystansowy. To Kris pierwszy raz też zabrał mnie do Rytra na górski trening biegowy, a przy tym namawiał do startów. Bardzo mnie mobilizował, bo widział, że dobrze mi idzie. Może to zabrzmi nieskromnie, ale są to fakty. Gdzie wtedy nie wystartowałam, to zawsze byłam na podium.

Od samego początku talent biegowy, ale też pomogła przeszłość sportowa. Wcześniej była piłka ręczna?

Trenowałam piłkę ręczną jako dziecko, a potem na studiach. Czasami do treningów piłki ręcznej dochodziły inne treningi i zajęcia na AWF-ie. Bywało, że czasami nawet trenowałam dwa razy dziennie. Jak porzuciłam piłkę ręczną, albo może piłka bardziej mnie porzuciła, to znalazłam sobie nową pasję, crossfit. Te zajęcia bardzo mi się podobały – to podnoszenie ciężarów i ta rywalizacja. W okresie crossfitu miałam nawet pomysły wziąć udział w takich zawodach crossfitowych albo w Runmageddonie. Bardzo lubiłam też ekipę od crossfitu, tam poznałam właśnie Krisa.  Myślę, że treningi crossfitowe wpłynęły znacząco na przeciążenie Achillesów, w związku z podnoszeniem i dźwiganiem sporym kilogramów. Pojawiła się kontuzja. Potem po samej operacji dochodziłam do siebie prawie 2 lata. Z takiej perspektywy nawet bym nie pomyślała, że będę mogła biegać po nierównym, górskim terenie.

Zaraz przejdziemy do pytań o treningi i przygotowania. Jednak teraz nasuwa mi się pytanie dotyczące o trening siłowy, jak wspomniałaś o Twojej przeszłości crossfitowej. Trochę byłaś taką prekursorką i promotorką treningu siłowego w przygotowaniu biegowym. Przez swoje relacje na pewno zainspirowałaś biegacza czy biegaczkę do wejścia na siłownię.

Zaczęłam udostępniać na swoim Instagramie relacje, jak ćwiczę na siłowni. Po tym dostawałam wiele pytań, szczególnie od biegaczy, który upatrywali się w tym treningu mojego skoku formy – dla nich trening siłowy był nowy i ciekawy. Wcześniej trochę byłam postrzegana, że mam takie mięśnie – to po co biegam. Po co ci takie ćwiczenia na mięśnie brzucha, rąk, jak Ty biegasz nogami? W bieganiu ważna jest nie tylko siła nóg, ale również mocna kondycja góry. Chodzi tutaj, aby usprawniać całe ciało, dlatego działam z moim trenerem Rafałem na siłowni.

W jednym z podcastów u Kuby Pawlaka rozmawialiście o Twoim trenowaniu, które określałaś jako spontaniczne. A teraz – na ile jest spontaniczności, a ile planu w treningu? Lubisz, gdy masz wszystko poukładane i zaplanowane, czy czasem masz ochotę coś poprzestawiać w planie, który dostajesz od trenera Orłowskiego?

Tutaj sporo zależy od tego, w jakim jestem okresie przygotowań. Z trenerem Orłowskim wszystko można dogadać i zmienić. Natomiast, jak jestem w tygodniu przedstartowym, to już nie dodajemy żadnych nowych i niesprawdzonych rzeczy.

Wcześniej moja spontaniczność nie była tylko w treningach, ale też w startach. W jednym sezonie potrafiłam wystartować w 24 biegach albo w miesiącu skończyć 3 biegi, jak Chudy Wawrzyniec na dystansie 80 kilometrów, Bieg Ultra Granią Tatr na dystansie 70 kilometrów i Europejski Festiwal Biegowy w Krynicy na dystansie 100 kilometrów. Na moją spontaniczność trener patrzy przychylnie. Zaplanowane treningi są realizowane. Dorzucam sobie elementy w tempie relaksacyjnym, jak na przykład jazda rowerem z moją rodziną, gra w badmintona obok domu, piątkowe bieganie z moimi uczniami lub powroty do domu z pracy spacerem. Jak jestem też na feriach zimowych we Włoszech, to łączę bieganie z nartami, skiturami i biegówkami.

Też wiem, że warto siebie obserwować, jak się czuję, jakie mam samopoczucie. Na przykład po mocnym weekendzie treningowym, obserwuję, jak reaguje mój organizm. Jednak rzadko mam tak, że nie mam ochoty iść na trening. Lubię trenować, bo jeśli jakiś sport się lubi, to wysiłek fizyczny sprawia dodatkową przyjemność – nawet jeśli jest to wymagający trening. To jest euforia nieporównywalna z niczym innym.

Mija rok, od kiedy też dołączyłaś do teamu Salomona. Jak oceniasz współpracę?

Jestem bardzo zadowolona ze współpracy. Nie ukrywam, że chciałam dołączyć do ekipy Salomona ze względu na ludzi. Oprócz biegaczy, którzy są w zespole lub są ambasadorami marki, to poznałam też inne osoby odpowiedzialne za zarządzanie i marketing, które mają naprawdę bardzo dobre pomysły na kampanie i promocję.

Jednak zanim na poważnie zajęłaś się bieganiem, czyli jeszcze całkiem niedawno, zawodowo zajmowałaś się modą. Opowiedz nam coś o tym!

To zaczęło się od pracy wakacyjnej. Koleżanka pracowała w jednej marce modowej i poleciła mnie tam. Po studiach zaczęłam tam pracować i zostałam na długo dłużej, niż myślałam. Pracowałam w modzie 10 lat. Czułam satysfakcję z tej pracy, szybko też awansowałam. Na pewnym etapie zarządzałam zespołem złożonym z ponad 50 osób. Było to wyzwanie.

W tym czasie, zaczęłam też biegać. Praca jednak nie ułatwiała mi tego biegania, ponieważ często musiałam wyjeżdżać za granicę – mieszkałam między innymi w Pradze, potem w Innsbrucku. Poznawałam te miasta biegając.

A co mojego zamiłowania do mody, to wyniosłam na pewno z domu. Moja mama od zawsze ubierała się z gustem, podobnie mój tata. Co zostało ze mną po pracy w marce modowej? Szafy pełne ciuchów (część z nich dostałam) oraz ponad 300 par butów. Po prostu lubię modę!

Obecnie zawodowo jesteś nauczycielką WF-u. Co lubisz najbardziej w swojej pracy?

Decyzję o pracy w szkole podjęłam trochę ze względu na czas pracy, by mieć go więcej na bieganie i trenowanie. Teraz pracuję około 20 godzin tygodniowo, a wcześniej było to około 50 godzin. Zawsze mówiłam, że nie chcę być nauczycielem, nawet kiedy studiowałam na AWF-ie.

Broniłam się trochę przed tym, ale nie żałuję tej decyzji. Naprawdę lubię swoją pracę. Cieszę się, że mogę mieć wpływ na młodych ludzi – inspirować ich do biegania i sportu.

Zauważyłam kilka zmian w uczniach. Moje uczennice, które wcześniej nie lubiły WF-u, polubiły ten przedmiot – regularnie ćwiczą czy trenują piłkę ręczną. Wiem, że to ja zachęciłam je do tego. Prowadzę też treningi biegowe, na które chętnie przychodzą, są czasami połączone z testowanie butów marki Salomon. Trener Orłowski kiedyś mi powiedział, że powinnam na tym polu działać dalej – dzieci mnie lubią i mam na nie dobry wpływ. To jest praca, która może cieszyć.

Jakie są Twoje kolejne plany startowe na ten rok? 

Najbliższy start to Mistrzostwa Europy w biegach offroad w Annecy na początku czerwca.

A co do planów, to są trochę spontaniczne. Chciałam skupić się na Golden Trail Series i być na Zegamie. Jednak postawiłam na bieg w Annecy, co w konsekwencji jest wynikiem zajęcia miejsca na podium podczas biegów Mistrzostw Polski w Szczawnicy. Wracam też na trasę w Lavaredo Ultra Trail pod koniec czerwca na dystans 50 kilometrów. Będzie to bieg kwalifikacyjny to startu sezonu, czyli CCC UTMB Mont-Blanc. W Chamonix chciałabym poprawić wynik i miejsce z ubiegłego roku. Wybiorę również kilka polskich biegów, jak Tatra Sky Marathon, 3 x Śnieżka i Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich.

W mediach społecznościowych pokazujesz też, jak można połączyć treningi biegowe, podróżowanie i odkrywanie pięknych miejsc – Alpy czy Teneryfę. Jaki jest Twój ulubiony kierunek podróżniczy?

Będą to pewno włoskie Dolomity. Latem jestem w Cortinie d’Ampezzo, a zimą w Dolomitach na nartach. Uwielbiam Włochy za jedzenie i sposób życia Włochów. Znam też dobrze język włoski. Na Teneryfie byłam teraz drugi raz. Od razu mi się jednak nie spodobała, bo jest tam trochę sucho i mało zieleni. Jak wybierasz się na bieganie po górach, to nie ma tam schronisk po drodze ani źródełek z wodą. Trzeba wziąć wodę ze sobą.  Jednak ostatnio ta wyspa trochę mnie urzekła.

Lubisz też dobre jedzenie. ☺ Czy dbasz specjalnie o swoją dietę? Czy współpracujesz z dietetykiem sportowym?

Zaskoczę, bądź nie zaskoczę Ciebie, nigdy nie współpracowałam z żadnym dietetykiem. Nigdy też nie byłam na żadnej diecie. Lubię wszystko, co jest mączne, suche i makaronowe! Lubię testować i jeść w restauracjach. Mój partner ma taki styl bycia, który we mnie zaszczepił – jak jesteśmy za granicą, to jemy i próbujemy w różnych restauracjach. Jest to częścią naszego spędzania wolnego czasu i odpoczynku. Czasami próbuję odtworzyć któreś danie, jak jestem już w domu. Jedzenie sprawia mi dużą radość!

Co Ciebie przekonało do biegania w górach? A jak namówić biegaczki do pierwszego wybiegania w górach? 

Mnie nic nie musiało przekonywać, bo to przyszło samo. Bardzo mi się spodobało – to obcowanie z naturą oraz zróżnicowanie terenu. Wcześniej nie byłam takim człowiekiem, który lubił spędzać czas w samotności. Bieganie dało mi to, że czuję się dobrze sama ze sobą na łonie tej natury. Rano, jak wstaję, to od razu otwieram okno i patrzę, jaka jest pogoda i słucham ptaków. To jest coś, co nabyłam, dzięki bieganiu. Nie miałam wcześniej takiej wrażliwości na naturę. A dzisiaj, jak widzę wycinkę drzew w moim lesie, to płaczę.

Lubię chodzić po górach, ale jak mam tam spędzać więcej czasu, to wolę na biegowo, bo wtedy zobaczę więcej. Jak ktoś pierwszy raz spróbuje, to na pewno przepadnie w bieganiu w górach.

Gdybyś miała przekazać młodym dziewczynom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z bieganiem w górach, 3 najważniejsze rady, które potem pomogą im w rozwoju, co by to było?

Pierwsza rada ogólna, to by nie zniechęcać się porażkami, ponieważ to wszystko wymaga czasu i cierpliwości. Trzeba mieć świadomość, że progres przyjdzie z czasem. Ostatnio na zawodach sztafetowych w Nowym Sączu, podeszła do mnie mama z córką. Mama powiedziała mi, że jej córka dobrze zapowiada się w bieganiu. Czasami jest jednak zniechęcona, że jej się nie uda. Poprosiła mnie, by powiedzieć córce coś motywującego. Przypomniało mi się wtedy, że ja nie raz czułam takie rozżalenie – tyle trenowałam, a bieg poszedł fatalnie. Trzeba dać sobie czas, dopuszczać i pozwalać sobie na błędy, słabsze dni.

Po drugie dobrze jest biegać w grupach. Coś, co ja sobie cenię od samego początku mojego biegania. W weekendy umawiałam się z moimi przyjaciółmi, Adamem i Krisem i razem biegaliśmy. To jest zabawa, na przykład bieg do schroniska na szarlotkę i kawę.

Trzecia rada dotyczy tego, że w górach nie trzeba cały czas biec, można przejść do marszobiegu. Podchodzenie jest akceptowalne i w pełni normalne.

Jesteś  inspiracją dla wielu biegaczek i biegaczy. A kto Ciebie inspiruje?

Na pewno podziwiam Anię Celińską, że jest tak długo na topie. Jak sama mówi o sobie: „lata mi lecą”, ale ona nie ma sobie równych w biegach typu vertical. Zadziwia mnie ciągle Justyna Kowalczyk, która nie będąc w mocnym treningu, jest tak silna jak topowe biegaczki.

Jeśli chodzi o zagraniczne biegaczki, to Courtney Dauwalter. Ona jest taką kosmitką, taki „Killian w spódnicy” – wyluzowana i bardzo pozytywna – na tyle, ile mogłam ją poobserwować na spotkaniu Salomona.

Oczywiście dla mnie też inspiracją jest Basia Prymakowska. Basia zaczęła biegać, jak miała 50 lat. Teraz jest po 80-stce. Nie tylko biega, ale uprawia wiele sportów i robi wszystko na świetnym poziomie. Jak do mnie czasami dzwoni, to nie mówi, że coś ją boli, ale opowiada o planach na najbliższe dni i tygodnie, gdzie by pojechała. Ona jest naładowana energią. Jestem bardzo wdzięczna Basi, że wskazała mi też drogę biegową.

 

Kasia Wilk – czołowa ultrabiegaczka, członkini sportowej drużyny Salomon Team. Biega od 7 lat. Mimo takiego stażu biegowego, nie przeszkodziło jej to jednak osiągnąć rewelacyjnych wyników i sięgnąć nie raz po wygraną w wielu wysokiej rangi zawodach. W roku 2021 debiutując na dystansie ultra, wygrała bieg na 100km podczas Europejskiego Festiwalu Biegowego. W 2022 roku była najszybszą Polką podczas rozgrywanych w Tajlandii Mistrzostw Świata w biegach górskich i trailowych. Miłośniczka mody, pasjonatka Włoch i dobrego jedzenia.

 

Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia główna: Golden Goat Production