Od zawsze najlepiej czuła się, będąc blisko natury. Na co dzień wybierała spacery po lesie, a na wakacje wyjazdy pod namiot. Obecnie już po raz kolejny organizuje festiwal kobiecego outdooru, który tworzy przestrzeń, gdzie siostrzeństwo zajmuje miejsce rywalizacji, a zdobywanie szczytów zastępują zachwyty nad pięknem i potęgą przyrody. Dziś rozmawiamy z Joanną Długowską.


 

Jesteś organizatorką pierwszego kobiecego festiwalu outdoorowego w Polsce, Cosy Outdoor Festival. Przed nami kolejna już edycja pod hasłem: wrażliwe, odważne i świadome. Zacznijmy od początku, czym jest dla Ciebie outdoor?

O powracaniu do siebie. To może brzmieć nieco górnolotnie, ale niezależnie, jaką formę wybiorę – czy chcę pobiegać i mocniej się zmęczyć, czy na przykład gdzieś poleżeć w lesie, robię to, by odzyskać równowagę. Jest to każda forma przebywania w przyrodzie, taka z uważnością. Dla wielu z nas będą to aktywności i wyzwania sportowe w górach, ale dla niektórych spokojne spacery w lesie. To taki rodzaj wzajemności pomiędzy człowiekiem a przyrodą oraz odpowiedzialności, jak wpływamy na środowisko, przestrzeń, w której przebywamy.

Jak zachęcasz dziewczyny do aktywności outdoorowych?

Bardzo często aktywności przypominają nam, jaką mamy moc i siłę. Nie potrzebujemy wcale wzmocnienia. Tylko musimy mieć miejsce, by tę siłę ujawnić i doświadczyć, do czego jesteśmy zdolne. Na przykład wychodzisz na szczyt w górach, mimo, że czujesz lęk wysokości i boisz się. Często nabywasz tak doświadczenie i poznajesz swoje granice. W świecie outdooru wciąż jest proporcjonalnie mniej wzorców kobiecych. Zauważyłam, że my kobiety chętniej spróbujemy np. biegów górskich, jeśli poprowadzi nas inna kobieta.

Jak najlepiej zachęcić dziewczyny do aktywności? Przede wszystkim, dzięki przebywaniu z innymi dziewczynami. Wiele z nich różni się, jedne muszą zobaczyć same, na co je stać i wtedy wchodzą w grupę, inne podejmują różnych wyzwań tylko właśnie w grupie. Jedne wtedy się motywują, drugie lubią rywalizację. To je nakręca – trzeba też tu sporo zaopiekować w głowie. Czasami do spróbowania czegoś nowego zachęcają historie innych – poznajesz kogoś, rozmawiasz, jak doszedł do takiego miejsca. Teraz właśnie chciałam sobie przypomnieć, dlaczego ja zaczęłam biegać…

Miałam to pytanie w kolejce. Przejdźmy zatem do niego jak zaczęła się Twoja biegowa przygoda?

Bieganie jest moją traumą z podstawówki. Miałam same tróje z biegania, takie wiesz, z litości. Byłam jedną z najwolniejszych i największych dziewczynek w klasie. Wyniki w sporcie były dla mnie czymś zniechęcającym. Potem miałam czas, kiedy chciałam schudnąć, to oczywiście zaczęłam biegać. To było takie musztrowanie ciała. Wymagałam od niego nierealnych wyników. Sama sobie wystawiałam tróje z biegania. Moje obrzydzenie do tego sportu trwało latami. Wróciłam, bo było to modne. Na początku w conversach, czyli w najgorszych butach do biegania. Zaczynałam wyrabiać formę, kupiłam sobie mnóstwo gadżetów. Zaczęłam odczuwać satysfakcję z tego sportu. Ale to wszystko szło nie z tego miejsca. Coś drgnęło, dopiero kiedy urodziłam córkę. Wracałam do biegania od zera, od podstawówki. Ale już jakby łaskawsza dla siebie. Kiedy miałam gorszy dzień, to włączałam sobie muzykę i biegłam tanecznym krokiem. Absolutnym przełomem była zmiana asfaltu na leśne ścieżki. Jestem człowiekiem lasu. Tam jestem sobą. Często zdarza mi się, że płaczę podczas pierwszego kilometra. Moje ciało wtedy odpuszcza.

Zawsze mnie ciekawią te pierwsze historie biegowe. Wielu z nas pewnie też biegało w szkolnych trampkach. Wróćmy teraz do outdooru i festiwalu. Skąd pomysł na kobiecy festiwal?

Ten pomysł kiełkował we mnie już od jakiegoś czasu. Chodząc po górach, wspinając się, zauważyłam, że podążam głównie śladami mężczyzn – to oni zwykle byli instruktorami, przewodnikami czy ratownikami. Kobiet w górskich opowieściach było niewiele. Sama wiedziałam tylko o Wandzie Rutkiewicz. Potem przeczytałam książkę Ani Król „Kamienny sufit. Opowieść o polskich taterniczkach”, o pierwszych dziewczynach, które przecierały nasze górskie szlaki. Zafascynowały mnie ich historie, a jednocześnie zasmucił mnie fakt, że jest to jedyna publikacja na ten temat. Miałam ogromne poczucie niesprawiedliwości i potrzebę, żeby te historie zostały usłyszane. Ideą festiwalu jest stworzenie przestrzeni dla kobiet, w której mogą odkrywać swoje możliwości w outdoorze bez konieczności porównywania się. Uważam, że taka przestrzeń jest nam potrzebna, żebyśmy mogły odzyskać pewność siebie i potem ruszyć razem na szlak – w dowolnym gronie.

Co czeka na kolejnej edycji? Zaplanowana jest na koniec czerwca.

Ta edycja jest o robieniu rzeczy. O braniu sprawy w swoje ręce, czyli przechodzimy do działania. Zapraszamy w Beskid Wyspowy na Luboń, na Wisilas Biwak pośrodku pięknego, buczynowego lasu, który rozpościera się nad głowami niczym wielki parasol. Przyjedź do nas z plecakiem i namiotem, jeśli masz. Jeśli nie masz, pożyczymy. Jeśli byłyby to Twoje początki spania pod chmurką – podpowiemy, od czego zacząć, żeby się nie zrazić. Na festiwalu będzie sporo doświadczonych podróżniczek, a dla niektórych to będzie właśnie próba generalna, przed pierwszym razem, na przykład solo wyjazdu z namiotem.

W programie mamy zaplanowane m.in warsztaty z hamakowania z marką Lesovik, nawigacji z Anką Zakościelną, z samoobrony tzw. WenDo z Centrum Praw Kobiet oraz projektowania odzieży outdoorowej merino z marką Paterns Family. Będziemy się uczyć zbierać dzikie zioła z Gosią Górską. Alex Wierzbowska, podróżniczka i dokumentalistka opowie o kwestiach bezpieczeństwa w podróży i projekcie „Droga kobiet”, z kolei Asia Podgórska, neurobiolożka, edukatorka o tym, jak działa mózg w ruchu i przyrodzie. Karolina Szymańska, założycielka bloga Our Little Adventures przedstawi swoją historię, jak przyroda uratowała jej macierzyństwo, a Dorota Szparaga, wędrowczyni i pasjonatka długodystansowych szlaków górskich m.in. o nawigowaniu w terenie. Będzie kobiecy, dziki drag show w lesie i znajdzie się miejsce dla Was na scenie Open Mic, bo wszystkie mamy ciekawe historie do opowiedzenia.

Czy będzie po raz kolejny część w programie również o bieganiu?

Zaprosiłyśmy trenerkę biegową, Aleks Siwczuk, znaną przede wszystkim z udziałów w zawodach swimrun. Zanurzanie w naturze jest tym, co kocha najbardziej. Na drugim miejscu jest budowanie wartościowych relacji z ludźmi. Przez całe życie kosztuje najróżniejsze jego smaki – surowy rygor treningów triathlonowych, magiczne skakanie z wyspy na wyspę w swimrunie (w ambitnej wersji jako udział w szwedzkich Mistrzostwach Świata ÖTILLÖ), gubienie się nocą z mapą w lesie po kilkunastogodzinnym wysiłku, pływanie na Saharze lub w zamarzniętym Bałtyku, czy kompletnie uwalniające umysł i duszę deskowe sporty wodne. Alex pracuje też w sporcie z dorosłymi amatorami – od oswajania wody, czy odczarowywania biegu, po ustalanie i realizację różnorodnych celów sportowych, z naciskiem na ogólny rozwój.
Podczas Cosy Biwaku Alex będzie z nami pracować trochę na biegowo, trochę na spokojnie, z różnymi ćwiczeniami: od mobilizujących i wzmacniających, po rozciągające i relaksujące.

Pytanie na koniec. Co daje Ci ten festiwal?

Ogrom odpowiedzialności (śmiech). Na festiwal przyjeżdżają różne dziewczyny, w różnych momentach życia. Wiele z nich twierdzi, że był to dla nich transformacyjny czas – coś się w nich ruszyło, coś w sobie odkryły. Jedne zaczęły biegać, więcej podróżować. Ja osobiście na nowo odzyskałam wiarę w siostrzeństwo i nie mogę wyjść z zachwytu, ile nas jest wrażliwych, uważnych i świadomych kobiet.

 

 

 

Joanna Długowska – biega rekreacyjnie od 13 lat, od 3 lat bez ciśnienia na wyniki. Miłośniczka dzikich biwaków i podróży, w których można się ubrudzić. Wszędzie, gdzie pojedzie, szuka skrawka dzikości. Działa na rzecz ochrony przyrody. Zawodowo związana z Greenpeace Polska. Kocha jeździć stopem, spać pod chmurką. Jest organizatorką pierwszego kobiecego festiwalu outdoorowego w Polsce, Cosy Outdoor Festival.

 

Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia główna: archiwum Joanny Długowskiej