Zauważa progres, dodaje nadziei, z optymizmem patrzy w przyszłość, koncentruje się na tym co zrobiliśmy dobrze takie właśnie jest współczujące Ja. Zupełnie odwrotnie działa wewnętrzny krytyk, on skupia się na deficytach, patrzeniu w przeszłość i przypominaniu o popełnionych błędach. A Ty, kim jesteś dla siebie?


 

Współczesny świat często chce za nas decydować, jacy mamy być, co nam wolno, co wypada robić, a czego nie wypada. Nieustanie docierają do nas komunikaty, które wyłuszczają nasze wady, sugerują, że powinniśmy się zmienić. Kiedy byliśmy mali, często słyszeliśmy od rodziców, nauczycieli, rodzeństwa, kolegów, że jesteśmy niewystarczająco dobrzy. Niewystarczający, bo: nie mieliśmy czerwonego paska, nie wybrano nas do szkolnego przedstawienia, odpadliśmy w zawodach sportowych, nie dobiegliśmy do mety. Myśleliśmy wtedy, że jesteśmy gorsi, wybrakowani, niedopasowani. Tego rodzaju doświadczenia nie budują pewności w dorosłym życiu i dostarczają swego rodzaju cierpienia.

Wszyscy w jakiś sposób doświadczamy cierpienia, związanego z oceną samych siebie bez względu na wiek, płeć, życiowe doświadczenie. I właściwie nie ma w tym nic złego. Wręcz przeciwnie, są dowodem na to, że jesteśmy wrażliwymi, głęboko czującymi osobami.

Nasz mózg na co dzień eksploduje różnego rodzaju uczuciami, fantazjami, myślami, daje się łapać w pułapki poczucia zagrożenia, nieustannie analizuje, dokonuje oceny. W ten sposób pojawia się nawyk krytykowania, często samych siebie. Potrafimy być krytyczni wobec swojego ciała, zachowania, a nawet własnych uczuć i myśli.

Pragnienie bycia kochanym 

We współczesnym świecie przyczyną leków i depresji jest związana z koncentracją Ja na samoocenie i osiągnięciach kosztem budowania więzi z innymi. Każdy chce przynależeć do jakiejś grupy, jest to jedna z potrzeb człowieka. Lubimy troszczyć się o innych i czuć z nimi bliskość. Dlatego też krytyka czy surowa ocena powoduje u nas silny stres prowadzący do uczucia odrzucenia, lęku, poczucia wstydu i niskiej samooceny. Natomiast ciepło, życzliwość i zrozumienie pomagają nam w trudnych chwilach. Badania Paula Gilberta i Kristin Neff pokazują, że im więcej współczucia okazujemy sobie i innym, tym jesteśmy szczęśliwsi i powoduje psychiczną elastyczność w przypadku życiowych trudności.

Istnieje wiele definicji współczucia, najczęściej rozumiemy przez nie wrażliwość na ból odczuwalny przez nas lub przez innych. Dlatego z jednej strony jest to życzliwość, delikatność wobec siebie i innych, zaś z drugiej – aktywne dążenie do poprawy sytuacji.

Codzienna gimnastyka mózgu

Największą trudnością w traktowaniu siebie ze współczuciem jest przyzwyczajenie do samokrytyki. Niełatwo go przestawić na wspierające i życzliwe podejście. Należy ćwiczyć swój mózg tak, aby wytworzył nowe połączenia neuronalne, inne od tych utartych, które ciągle krytykowały. Chcąc nauczyć się jakiejkolwiek nowej praktyki, należy skupić się na ćwiczeniach. To dzięki nim w mózgu powstają nowe neurony, dzięki którym możliwe jest osiągnięcie celów. Dokładnie tak samo przebiega trenowanie umiejętności współczucia. Tworzą się wówczas szlaki neuronalne, które pomagają nam tworzyć nowe nawyki. Im szybciej zaczniemy to robić, tym szybciej ucieszymy się efektami.

Trening współczującego umysłu. 

Karen Bluth, popularna badaczka wpływu samowspółczucia na ludzi, napisała podręcznik do samodzielnego doskonalenia tej umiejętności. Książka Na emocjonalnej karuzeli, pozwala stać się dla siebie najlepszym przyjacielem. Autorka zauważa, że osoby, które potrafią spojrzeć na siebie, że współczuciem, są spokojniejsze, lepiej sobie radzą z problemami i są bardziej zadowolone, że swojego życia, niż te, które są wobec siebie surowe.

Wewnętrzny krytyk

Zygmunt Freud nazwał go superego, jest tylko jedna z wielu części osobowości odpowiadających za zapewnienie nam bezpieczeństwa. Atakuje, ponieważ desperacko próbuje zmobilizować nas do pożądanego działania. Używa krytyki jako motywatora do osiągnięcia sukcesu, dobrego wyglądu, zdobycia akceptacji. Wierzy, że musi być twardy, bo tylko wówczas zachowa dyscyplinę. Chce pomoc nam przetrwać w pełnym rywalizacji świecie.

Dlatego właśnie większość z nas polega na tym szorstkim, surowym wewnętrznym głosie. Boimy się, że jeśli mu się sprzeciwimy, zaczniemy sobie pobłażać, popadniemy w hedonizm albo staniemy się nieznośnie nadwrażliwi.

Współczujące Ja potrafi życzliwie wysłuchać wewnętrznego krytyka, zaciekawić się nim, dowiedzieć się, dlaczego działa w taki sposób, przed jakim zagrożeniem chce nas uchronić. Potrafi też docenić jego starania, negocjować nowe warunki działania – tak, aby pomagał, ale w bardziej życzliwy sposób. Uznając jego dobre intencje oddajemy przewodnictwo współczującemu Ja. Słuchamy teraz tego obdarzonego wielkim sercem głosu, którym często posługujemy się w rozmowach z przyjaciółmi – głosu samowspółczucia.

Przytulenie zranionych części

W trakcie życia próbujemy się odciąć krytykowanych części siebie w nadziei na zewnętrzną akceptację. Chowamy je w ukrytych miejscach, wierzymy, że są odrażające. To nie czyni nas lepszymi, szczęśliwszymi. Wręcz przeciwnie, stajemy się nadmiernie wyczuleni na odrzucenie, nieufni, napięci, przestraszeni. Poznanie i zrozumienie odrzuconych „części” może mieć głęboko zmieniającą moc, przywrócić nam poczucie własnej wartości otworzyć na bliskość ze sobą i innymi.

Wewnętrzny krytyk skupia się na deficytach, potępianiu i karaniu. Przynosi frustrację, pogardę, rozczarowanie i lęk przed porażką. Współczujące Ja koncertuje się na tym co zrobiliśmy dobrze, na zauważaniu dobrych intencji i starań. A także na rozwoju – rozważa, co możemy poprawić. Zauważa progres, daje nadzieję i ufność. Jest życzliwe i zachęcające.

Nie jest to gwarantem, że z automatu staniemy się pewni siebie i wolni od leku. Pobudzenie wewnętrznego wsparcia sprawia, że uznajemy to, co aktualnie przeżywamy, ale nie dążymy do pozbycia się tych uczuć za wszelką cenę. Zdajemy sobie sprawę z własnych trudności i reagujemy na nie ze zrozumieniem. To podejście zdecydowanie odmienne od osłabienia poczucia własnej wartości, jakie gwarantuje nam wewnętrzny krytyk.

 

Tekst: Urszula Adamczyk
Fotografia: Andrea Piacquadio/Pexels