Przygodę ze sportem nie zaczęła od biegania, ale od biathlonu. Mimo że biega od niedawna, odznacza się talentem, zdobywając miejsca na podium. Najlepiej czuje się na dystansach około półmaratońskich i typu skyrunning, gdzie jest technicznie i wspinaczkowo. O tym, co dał jej biathlon, i jak wykorzystuje to w biegach górskich, o motywacji do biegania w rozmowie z Patrycją Stanek.


 

W imieniu redakcji gratulujemy brązowego medalu na Młodzieżowych Mistrzostwach Świata w Skyrunningu, w Czarnogórze. Jak wrażenia z biegów?

Bardzo dziękuję. Jak wrażenia? Żałuję, że to mój ostatni rok startu w mistrzostwach na poziomie młodzieżowym. Mieliśmy wspaniały zespół reprezentacji. Co do trasy samego biegu, to była jedna z najpiękniejszych grani, po jakiej biegłam – techniczna i niebezpieczna. Jednak wtedy jak biegłam, tam na górze, marzyłam, by biec po asfalcie, żeby to się skończyło. Było bardzo gorąco.

Przejdźmy teraz do naszych pytań. Pierwszy był chyba biathlon, a potem pojawiło się bieganie. Czy taka była kolejność? Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?

Od zawsze byłam aktywnym dzieckiem. Moja przygoda ze sportem zaczęła się w szkole podstawowej, biorąc udział w biegach przełajowych. Marzyłam, aby być w sekcji lekkoatletycznej i biegać na stadionie. Teraz na pewno nie wybrałabym takiego treningu, mając do wyboru bieganie po lesie czy po górach. Pod koniec gimnazjum zorganizowali u nas w szkole zajęcia z biegów narciarskich (jestem z okolic Zakopanego). Zaczęłam biegać na nartach i trenować na zajęciach szkolnych. Następnie dostałam się do klubu sportowego, gdzie trenowała nas Halina Guńka (wcześniej trzykrotna olimpijka w narciarstwie oraz w biathlonie). Trenerka zawiozła naszą grupę pierwszy raz na zawody biathlonowe. Pamiętam, że wtedy nie trafiłam nic na starcie. Popłakałam się. Powiedziałam sobie, że nigdy już nie będę biegać biathlonu. Jednak wróciłam. Moi koledzy z klubu nadal trenowali.

Myślę, że biathlon trenowałam łącznie 4-5 lat, bo również uczęszczałam do szkoły sportowej ze specjalizacją biathlon. Dość szybko złapałam progres. Po pierwszym roku trenowania udało mi się dostać do kadry młodzieżowej, a następnie pojechałam na pierwsze Mistrzostwa Świata Juniorów. Niestety zaczęłam tracić radość z trenowania. Treningi zaczęły mnie bardzo męczyć. Stwierdziłam, że czas na zmianę. Po biathlonie tak naprawdę nie wiedziałam, co chcę robić. Zaczęłam się trochę wspinać. Potem mój chłopak, Jasiek Elantkowski, zabrał mnie na pierwsze bieganie po górach, po Tatrach. Wcześniej brałam udział w biegach górskich, ale chyba nieświadomie. W Zakopanem jest taka seria biegów „Bieg pod Górę”, wbiega się na Gubałówkę, Wielką Krokiew, Nosal, Harendę i Szymoszkową. Biegłam w tym cyklu. Potem Jasiek namówił mnie na pierwszy, świadomy start w Biegach Sokoła na dystansie 15 kilometrów. To było 2 lata temu. Bardzo mi się spodobało. To był krótki bieg. Nie wiedziałam wtedy, że trzeba jeść i pić w trakcie. „Umarło” mi się konkretnie, a dochodziłam do siebie przez godzinę. Stwierdziłam jednak, że to jest to. To jest ten stan, który uwielbiam. Chcę to robić. Trafiłam później na mojego trenera, Michała Dudczaka. Teraz to jest mój drugi sezon przygotowawczy i drugi sezon w górach.

Czyli dokładnie dwa lata biegasz po górach.  Na koncie masz już dwukrotne reprezentowanie Polski w Młodzieżowych Mistrzostwach Świata w Skyrunningu (2023 rok – 3 miejsce, 2024 rok– 3 miejsce) i na Mistrzostwach Europy w biegach offroad w Annecy. Szybkie wejście.

Co do Mistrzostw Europy, to kojarzyłam wszystkich naszych biegaczy i biegaczki, którzy startowali w Annecy. Na wyjeździe poznałam oficjalnie między innymi Kasię Wilk i Kasię Solińską. Kasia Wilk wywarła na mnie pozytywne wrażenie – to wulkan energii. Podobnie Kasia Solińska, przy której każdy czuje się komfortowo. Ciężko było się tam czuć źle. Było czuć energię reprezentacji. Niestety tuż przez zawodami doznałam kontuzji ręki. Robiłam rozruch przed startem – biegłam 5 kilometrów i na chwilę „odleciałam myślami”, spadłam z krawężnika na płaskie podłoże. Upadłam bardzo niefortunnie – noga mi zjechała i poleciałam na brzuch i ręce. Ręka zaczęła mi bardzo puchnąć. Okazało się potem, jak wróciłam do Polski, że kość była złamana. Przez noc w ogóle nie spałam i nie mogłam ruszać ręką. Przed zawodami byliśmy na wspólnej kolacji. Walczyłam ze sobą, żeby się nie rozpłakać. Kasia Solińska wsparła mnie słowem, zapytała mnie: czy wszystko okej? Zaczęłam płakać. Kasia dała mi swoją taśmę typu tape, a Dominik Tabor skleił mi rękę. Zawodów nie mogę zaliczyć do udanych. Na trasie było dużo błota i łatwo było o wywrotkę. Starałam się nie myśleć o ręce, ale to jednak ciągle blokowało mnie psychicznie. Po starcie szukałam pewnych pozytywów w tym wszystkim. Na pewno z tego dużo wyniosłam już teraz, szczególnie pod względem właśnie psychicznym.

Mimo Twojego młodego wieku, można odnieść wrażenie, że jesteś bardzo dojrzała, nawet teraz, opowiadając całą historię i podając dokładną analizę, co się wydarzyło przed i podczas biegu. Czy w tym pomaga ci wcześniejsze doświadczenie sportowe – biathlonowe?

Myślę, że tak. Idąc na start i na strzelnicę, musimy wszystko wyłączyć. Tam jest dużo takiego myślenia-niemyślenia. Nie można skupiać się na tym, na przykład, co dzieje się na stanowisku obok i za nami. Skupiamy się za to na automatycznych rzeczach, które wypracowujemy. Sporo przygotowania mentalnego, którego nauczyłam się w biathlonie, wykorzystuję teraz w biegach górskich. Po pierwsze skupienie się na tym, co mam robić, czyli biec do góry. Pod drugie skupienie się na oddechu, jedzeniu i piciu. Należy zwracać uwagę na to, co mam robić, a nie, co jest wokoło.

A w jakiego typu biegach czujesz się najlepiej? Typu vertical czy skyrunning?

Jestem dosyć elastyczną zawodniczką, jak na razie. Do biegów typu ultra muszę mieć czas na przygotowanie się. Najdłuższy dystans, jaki biegłam, to 24 kilometry w zawodach typu skyrunning. W tym roku będę biegła mój najdłuższy dystans podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich w Lądku Zdrój, czyli 33 kilometry. Najlepiej czuję się na dystansach około półmaratońskich i typu skyrunning, gdzie jest bardzo technicznie. Lubię też eskpozycję – nigdy się nie zastanawiam, czy jest mocno stromo. Przynajmniej ja tego nie widzę i po prostu wyłączam się. Widzę tylko skałę przed sobą i biegnę.

Jak wyglądają Twoje treningi i przygotowania?

Jestem przyzwyczajona do ciężkiej pracy. Zaczęłam przygodę ze sportem, trenując biathlon, w którym naprawdę bardzo wiele elementów trzeba kontrolować. Biegi górskie też są oczywiście wymagające. Tak, jak wspomniałam, moim trenerem jest Michał Dudczak. Wszystkie moje jednostki treningowe są układane pod konkretne starty. W zależności, czy jestem w domu w górach, czy w Krakowie na studiach, takie jednostki realizuję. W Krakowie niekiedy bywa trudno zrealizować trening, na przykład w lasku Wolskim, bo przeważnie cały dzień spędzam na uczelni. Tam trenuję na płaskim. W moim domu rodzinnym, w Czarnym Dunajcu, też w większości mam płasko. Dlatego, jak podjadę kilka kilometrów w stronę Zakopanego, to mam pełną dowolność, gdzie chcę trenować. Kiedy przygotowywałam się do biegów w Szczawnicy, to biegałam po górach niewysokich, a takie górki miałam w Chochołowie. Jak się przygotowuję pod skyrunning, to więcej jednostek realizuję w Tatrach, żeby łapać przewyższenie i techniczność.

A jak udaje ci się łączyć trenowanie ze studiami?

Zdarzają się takie dni, kiedy wracam z uczelni i bardzo mi się nie chce. To dzwonię do Michała i mówię – proszę, czy ja mogę nie iść na trening. Michał wtedy mi mówi: pasowałoby iść pobiegać. Myślę: dobra, to wstaję. Dzwonię, żeby sobie ponarzekać, ale potem wychodzę pobiegać.

Co cię motywuje do biegania w górach? Czy lubisz na przykład rywalizację?

Tak, lubię rywalizację. W biathlonie bardzo lubiłam treningi, które realizowałam w sztafetach czy w strzelaniu na czas. Tak naprawdę rywalizacja mnie napędza. Lubię być też w górach. Lubię cały proces treningowy. Na pewno w kontekście motywacji, nie czuję też żadnej presji. Jeżeli ktoś ją nakłada, to tylko mogę to być ja, ale w kierunku tego, jakie założenia chcę spełnić. To jest odpowiednik tej presji. Mój trener nie nakłada na mnie żadnej presji. Michał mówi mi, że wiem, co mam zrobić i to zrobię. On wie, że jestem silna i ja też to wiem. To wszystko jest w głowie, żeby działać.

A jakie plany startowe jeszcze na ten sezon?

W połowie lipca pobiegnę Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich w Lądku Zdroju na dystansie 33 kilometrów, który zalicza się do Golden Trail National Series, a następnie na Tatra Skymarathon, także do niego należący. Jednym z założeń sezonu jest dostać się na finał GTWS, właśnie poprzez serię national. Na razie startowałam w jednym biegu z tej serii, Salomon Dragon Trails na Słowacji i byłam piąta.

Zostałaś też wybrana w programie Salomon „Poszukiwania Młodych Talentów”.  Ogromne i zasłużone wyróżnienie. Pewnie to spora motywacja i też wsparcie.

Od tego roku jestem w zespole Salomon. Bycie jego częścią jest czymś niesamowitym. Kiedy przychodzą te gorsze dni, kiedy mi się nie chce, to właśnie też mi pomaga myśl: zobacz, gdzie jesteś, jesteś częścią tego wszystkiego. Warto to robić.

Jak widzisz swoją przyszłość w biegach górskich? Jakie masz marzenia?

W przyszłości widzę siebie jako biegaczkę, najbardziej jako skyrunnerkę. Moim marzeniem biegowym jest wziąć udział w biegu typu skyrunningu, Matterhorn Ultraks w Szwajcarii.

Jaką radę przekazałabyś innym dziewczynom (np. takiej jeszcze młodszej Patrycji), jeśli chodzi o rozpoczęcie przygody sportowej?

Pod pierwsze, trzeba znaleźć motywację do sportu i szukać zabawy w ciężkiej pracy. Po drugie, czasami, gdy ci się wydaje, że ci się nie chce, to tylko ci się wydaje, bo siła jest w Tobie.

 

Patrycja Stanek – biegaczka górska, skyrunnerka, wcześniej biathlonistka. Lubi startować na dystansach około półmaratońskich i typu skyrunning, gdzie jest technicznie i wspinaczkowo. Jest w zespole marki Salomon.

 

Rozmawiała: Magdalena Bryś
Fotografia: archiwum prywatne Patrycji Stanek